NOWODWORSKI. Córka już bezpieczna – pochodzą z Ukrainy – mieszkają między nami

2022-03-06 3:04:03

Wiktor i Galina ewakuowali z Ukrainy córkę, brat Natalii walczy na froncie, Maria ściągnęła do siebie ciężarną siostrę – rozmawiamy z naszymi mieszkańcami, którzy pochodzą z Ukrainy. Te krótkie historie chwytają za serce. Tym bardziej, że dotyczą naszych sąsiadów

Córka już bezpieczna

Wiktor mieszka i pracuje wraz ze swoją żoną Galiną w okolicy Nowego Dworu. Udało nam się z nim spotkać w niedzielny poranek. Poświęcił nam swój czas mimo tego, że całą noc spędził w drodze. – Jak tylko dowiedzieliśmy się, co się dzieje w naszej ojczyźnie, moją pierwszą myślą było, by wracać i walczyć o swój kraj. Kiedyś służyłem w armii i teraz, mimo że mam 52 lata uznałem, że się przydam. Od tego pomysłu odwiodła mnie moja żona, uważając, że bardziej przydam się tu w Polsce na miejscu, gdzie mogę organizować pomoc dla swoich rodaków – mówi Wiktor.

Na Ukrainie zostawili swoją córkę Julię i starszych rodziców. – Nie mogliśmy razem z żoną znieść myśli, że nasze dziecko jest zagrożone. Szybko zapadła decyzja, że musimy do Polski sprowadzić naszą córkę – dodaje. Jak wiemy, na Ukrainie ogarniętej wojną trwa powszechna mobilizacja. Mężczyźni w wieku od 18 do 60 lat nie mogą opuścić kraju. Dlatego Galina postanowiła sama pojechać po córkę. Juli udało się dotrzeć na polską granicę z oddalonego ok. 300 km Iwano-Frankowska, gdzie mieszkała i uczyła się. Kiedy spadły pierwsze pociski na miasto, Julia postanowiła przedostać się na granicę, gdzie udało się jej spotkać z mamą. 17 letnie dziewczyna sama pokonała niebezpieczną podróż. Nie udało nam się z nią porozmawiać, bo po 48 godzinach w drodze zarówno ona, jak i jej mama Galina odsypiały trudy podroży.

– Tam na Ukrainie każdy jest czymś zajęty. Mam znajomych, którzy już zgłosili się do wojska. Inni przygotowują się do tego, co może ich spotkać. Urządzają miejsca w piwnicach, gromadzą paliwo, agregaty, zapasy. Jest wprowadzony limit, jedna osoba może kupić tylko 20 l. paliwa jednorazowo. To też niesamowicie utrudnia dotarcie do granicy, bo trzeba się co jakiś czas zatrzymać i tankować, a kolejki na stacjach są ogromne – mówi nasz rozmówca.

Wiktor jeszcze nie wie, jaka będzie ich przyszłość w Polsce. – Czujemy się tu bezpieczni i wiem, że możemy liczyć na pomoc zarówno naszych współpracowników, jak i szefostwa naszej firmy. Oboje z żoną pracujemy i to jest najważniejsze. Mamy się za co utrzymać. Dom, w którym obecnie mieszkamy będziemy przeorganizowywać tak, by rodziny innych moich rodaków również mogły przyjechać. Na Ukrainie w Borysławiu, zostali moi rodzice. Są już dość wiekowi i nie zdecydowali się opuszczać swojego domu. Będziemy starali się im pomagać stąd, z Polski – dodaje.

Julia mówiła, że zaobserwowała na granicy wiele osób innych narodowości niż ukraińska. Ma przypuszczenia, że niektórzy przedostali się z Białorusi, gdzie od dłuższego czasu czekali na przekroczenie granicy.

Nie zostawimy rodziców

Natalia, z którą udało się nam porozmawiać mieszka w Nowym Dworze ponad 10 lat. Wyszła za mąż, założyła własną firmę, jej praca jest też jej pasją – Zajmuję się kaletnictwem. Nie umiem zrozumieć dlaczego nasz kraj został zaatakowany. Na Ukrainie jest praktycznie cała moja rodzina. Mama, brat z żoną i córkami. Mój brat Sasza już od kilku lat jest zawodowym żołnierzem. W tej chwili jest już na froncie. Nie wiemy gdzie, to jest tajne. Odzywał się do mamy wczoraj z krótką informacją, że żyje i ma się dobrze. Również jego żona Zina jest pielęgniarką wojskową i została zmobilizowana. Ich córki, zostały same w domu w Żytomierzu. Z tego co wiem, to już nie raz schodziły do piwnic, bo były alarmy bombowe – wyjaśnia Natalia.

Podczas naszej rozmowy cały czas Natalia odbiera telefon. Rozmawia z córkami brata. Starsza dziewczyna ma 20 lat, jej młodsza siostra 12. Natalia uruchamia wraz ze swoim mężem wszystkie możliwe kontakty, by przetransportować kuzynki do polskiej granicy.
– Ich tata już walczy, a mama nie może opuszczać miasta. Nawet udało nam się znaleźć kogoś, kto pomógłby dziewczynkom przedostać się na granice. Problem jest w tym, że one nie chcą opuścić Żytomierza. Szczególnie starsza córka jest nieugięta – mówi Natalia. W tej chwili dzwoni telefon. W słuchawce słychać zapłakaną dziewczynę. Prosi, by ciocia niczego nie załatwiała. One nie przyjadą do Polski, nie zostawią swoich rodziców. Natalia musi odwołać umówionego kierowcę.

– Nie wiem już co możemy zrobić, by zapewnić tym dziewczynom bezpieczeństwo. Jedyne na co się zgodziły, to opuścić Żytomierz i pojechać do naszej mamy, która mieszka na wsi. Wydaję się, że tam jest bardziej bezpiecznie. Może uda się nam w jakiś sposób namówić je do przyjazdu do Polski, wtedy będę ponownie szukać możliwości przewiezienia ich na granicę, skąd wraz z mężem zabierzemy je do siebie. Wiem, że brat i jego żona tego pragną – dodaje nasza rozmówczyni.

Natalia jest wdzięczna Polakom za pomoc, którą okazują wobec jej rodaków. – Nigdy nie czułam się w Polsce napiętnowana czy wyszydzana przez to, że pochodzę z Ukrainy. Teraz to, co ludzie robią dla nas jest niesamowite. Widzę, że władze i mieszkańcy Nowego Dworu bardzo się zmobilizowali, organizują zbiórki, kwaterują uchodźców, pomagają jak mogą. Nie wszyscy na Ukrainie mają w Polsce rodzinę czy znajomych, którzy mogą im pomóc. Niektórzy uciekają jak stoją i mogą liczyć tylko na pomoc obcych osób, których serca okazały się wielkie – ze wzruszeniem w głosie mówi nasza rozmówczyni.

Zabieram do siebie rodzinę

Udało nam się również porozmawiać z Marią, która od kilku lat jest mieszkanką Nowego Dworu. Przyjechała tu ze swoim mężem, tutaj urodziła synka. Jest z wykształcenia prawniczką i już od dłuższego czasu zajmuje się pomocą swoim rodakom i legalizacją ich pobytu w naszym kraju. – To, co jest ważne dla osób, które chcą przyjechać do Polski, to przede wszystkim dokumenty i możliwość zamieszkania. Posiadając dokumenty osobiste dorosłe osoby, a są to w ogromnej mierze kobiety mogą przekroczyć granice legalnie i nie być objęte statusem uchodźcy. To ważne w kontekście tego, że mogą tu na miejscu podjąć legalną pracę. Będąc uchodźcą przez pół roku nie ma takiej możliwości, wiem jednak, że planowane są jakieś zmiany w tym względzie – wyjaśnia Maria.

Dowiedzieliśmy się też, że Marysia czeka na przyjazd swojej siostry ze wschodniej części Ukrainy. Kobieta będąc w 7 miesiącu ciąży, przyjeżdża z koleżanką i trójką małych dzieci. Udało im się w poniedziałkowy poranek przekroczyć granice. Czekały w korku, który miał 12 km. Synowie koleżanki chorowali po drodze. Dziewczyny nie mogły nic kupić. Jedyna stacja benzynowa otwarta przy granicy jest praktycznie pusta. Im zależało, by kupić doładowania do telefonu, ale nie udało się. Kupiły dopiero kilkadziesiąt kilometrów od granicy. – Na początku siostra zamieszka u nas. Będziemy jej pomagać, by z czasem mogła się usamodzielnić. Siostra będzie potrzebowała opieki lekarza-ginekologa, który zajmie się doprowadzeniem jej ciąży do rozwiązania. Mam nadzieje, że uda się nam to szybko załatwić, właśnie dziś dowiedziałam się, że w naszym szpitalu uzyska darmową opiekę. Na pewno będziemy potrzebować wsparcia, ale wiem, że mogę liczyć na moich polskich znajomych – dodaje nasza rozmówczyni. Jednocześnie deklaruje, że podejmie się pomocy swoim rodakom, który będą potrzebowali załatwić sprawy związane z formalizacją pobytu w Polsce np. dla swoich dzieci.
Redakcja jest w posiadaniu nr telefonu do prawniczki.

Małgorzata Mianowicz

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *