JABŁONNA. Nuda
2016-09-07 12:23:20
Na organach kościoła Matki Bożej Królowej Polski zagrał Mateusz Rzewuski. Były to przeważnie improwizacje. Ponadto artysta towarzyszył śpiewaczce Liliannie Zalesińskiej w utworach Bacha, Haendla, Haydna i Dobrzyńskiego. Mowa o kolejnym koncercie festiwalowym danym 27 VIII.
W swoim solowym występie organista zaprezentował głównie własną inwencję kompozytorską. Z twórczości innych kompozytorów usłyszeliśmy zaledwie jedno dziełko: Preludium e-moll Jana Sebastiana. Brzmiało ono hucznie, ale mało wyraziście. W huku ginęły wszystkie szczegóły. Figuracje, pasaże, tryle, biegniki – o tym ani marzyć. Magma.
Trzecia z kolei, kończąca koncert improwizacja – w formie toccaty – była najhuczniejsza, toteż skwitowano ją równie hucznymi oklaskami.
Pani omawiająca kolejne pozycje programu wprowadziła słuchaczy w treść Bachowskiej Kantaty BWV 169: jest to zaniesiona przed tron Boga skarga głęboko rozczarowanego światem chrześcijanina. Co się tyczy treści pozostałych kantat, o tym ani słowa. Nawet ich niemieckie tytuły nie zostały przetłumaczone. Owo przeoczenie godne jest ubolewania, co za chwilę postaram się uzasadnić.
Haendlowi i Haydnowi chodziło tym razem nie tyle o melodykę, co o podmalowanie dźwiękami słów i w tym celu użyli formy zwykłego, niepozornego recytatywu. Dopiero w połączeniu z tekstem muzyka zyskuje pełną wartość. Cóż jednak począć, skoro słuchacz nie chwyta ani jednego słowa? Może sobie tylko kontemplować głos śpiewaczki, a to stanowczo za mało, zwłaszcza że uroda tego mezzosopranu nie jest znowu aż tak upajająca.
Kiedy po niemczyźnie przyszła kolej na polszczyznę, czyli na skomponowaną przez Ignacego Feliksa Dobrzyńskiego pieśń Rozmowa ze słowikiem do wiersza Lenartowicza, wstąpiła we mnie nadzieja, że nareszcie zakosztuję tej upragnionej równowagi między poezją a muzyką. Niestety, jedyne słowo, jakie do mnie dotarło, to „słowiczku”. Co było przyczyną niekomunikatywności, zła dykcja czy fatalna akustyka? Przypuszczam, że jedno i drugie.
Antoni Kawczyński