Nasze Wilkowyje. Katapulta
2023-04-02 4:44:07
Słowa są dziwne. Kto to jest kat, każdy wie i każdy wie co to znaczy, jak ktoś się pulta. A jak połączysz w jedno wychodzi machina wojenna. Albo taka katastrofa. Co ma wspólnego kat ze strofą poezji? Nic, a razem wygląda to jak mecz Polaków z Czechami. Dwie minuty i przegrywamy dwa zero. Mecz się jeszcze nie rozpoczął, a już nie ma go po co dalej oglądać. Wszystko wiadomo. Wprawdzie Kazachowie dwa dni później też przegrywali dwa zero z Duńczykami i to u siebie, a wygrali trzy dwa, tylko że oni grali, a nam się po dwóch minutach już nie chciało
Może po prostu tak mamy, że ktoś nas walnie obuchem w łeb zaraz na początku, to już dalej nie dzieje się nic ważnego, a może to jest po prostu różnica między siatkówką a piłką nożną. W jedno umiemy, a w drugie nie. Obuch to też fajne słowo – O! Buch! Zdziwienie i jebut w jednym słowie. Lubię słowa, bo są potrzebne do pisania piosenek, a bez pisania piosenek dalej bym robił w budowlance, a dziś w ogóle sobie tego nie wyobrażam, choć kiedyś robiłem w budowlance bez problemów i nawet byłem w Londynie, gdzie zarobiłem tyle kasy, że mnie wszyscy zaczęli we wsi szanować, co przedtem też się wydawało nie do pomyślenia. Pietrek to, Pietrek tamto, wioskowe popychadło. A teraz pan Patryk Pietrek, ojciec dzieciom, mąż i zawodowy piosenkarz obsługujący wesela w promieniu stu kilometrów. Dziwne, nie? A przede wszystkim nie do przewidzenia. Jakby mi to kiedyś wróżka przepowiedziała, to nawet bym nie usłyszał, co mówi, tak jak Klaudia mówi o latającej krowie. Że nasza głowa tak działa, że gdybyśmy zobaczyli latającą krowę, to nikt by tego nie zauważył, bo mózg po prostu nie przyjmuje pewnych wiadomości. Dysonans poznawczy się to podobno nazywa.
Jak mnie to Klaudia opowiedziała kiedyś, to tak mi się spodobało, że chciałem nazwać nasz zespół Latająca Krowa, ale Jola mi nie pozwoliła i dobrze zrobiła, bo po angielsku możesz się nazywać Flying Cow, a po polsku Latająca Krowa – nigdy w życiu. Taka różnica językowa. Po angielsku wszystko jest krótsze, bo oni mają krótsze słowa niż my i łatwiej się rymują. Cow, bow, show. A u nas nic z tego się nie rymuje: krowa, łuk, przedstawienie. Jak pracowałem w Londynie, tom się siłą rzeczy nauczył angielskiego trochu i strasznie mnie to zbiło z pantałyku. Pantałyk, to też śmieszne słowo, jak pomyślisz, że wzięło się z angielskiego to znaczy łyk spodni, a jak z łaciny to znaczy, że wszystko łykniesz. Ale po polsku czegoś takiego jak pantałyk nie ma, chyba że mówisz, że coś cię zbiło z pantałyku i wtedy jest. Słowo widmo. Japycz twierdzi, że takich słów jest więcej, tylko, że je zapominamy, bo wychodzą z użycia. A ja, cholera, tak mam, że jak takie słowo słyszę, to od razu zapamiętam. Potem mi się w piosenkach przydaje, bo najważniejsze jest, żeby prosta piosenka, była prosta, ale wcale na taką nie wyglądała. Pantałyku jeszcze nie użyłem, bo mam kłopot z rymem, a lubię jak się piosenki rymują. Wtedy się je łatwiej śpiewa i łatwiej zapamiętuje. Ale wiem, że kiedyś coś mnie olśni i wszystko się ułoży. Jak z katapultą. Długo mi nie pasowała, aż wreszcie to usłyszałem: „Gdy cię wszystko pulta, bądź jak katapulta, leć daleko, siądź nad rzeką, patrz jak wszystko płynie, w tej pięknej krainie”. Hadziuk twierdzi, że to bez sensu i o niczym, ale jak to gramy, ludzie tańczą jak szaleni i świetnie się bawią. Każden jeden to rozumi po swojemu, a ja nie muszę, bo ja to tylko napisałem i śpiewam. A jak mi to wytłumaczyła Klaudia najważniejsze jest co się dzieje w głowie odbiorcy. A którędy tam trafisz, to insza inszość i po prostu trzeba próbować. I lubić słowa. Nawet te najdziwniejsze.
Pietrek