WYWIAD. Sportowy gen samorządowca Rozmowa z ANDRZEJEM KICMANEM, byłym prezydentem Legionowa

2018-10-10 9:45:51

Za namową triatlonisty Maćka Kopra, Andrzej Kicman na starcie Półmaratonu Praskiego (01.09.18).Dobiegł w dobrej formie
Fot. archiwum ptrywatne

– Mężczyźni, w odróżnieniu od pań, nie mają większych problemów z ukrywaniem wieku. Na początek więc trochę prowokacyjnie zapytam o Twój pesel?

– Nie ma sprawy: 440330…

– Czy w tym wieku warto się jeszcze angażować społecznie, „szarpać”, wchodzić w polemiki, poświęcać wolny czas na tego typu działalność. Pytam o to w kontekście Twojego kandydowania z listy KWW Bezpartyjni Samorządowcy do sejmiku mazowieckiego?

– To kandydowanie z moim bagażem doświadczeń w roli samorządowca, czy to w Legionowie, Jabłonnie potem w stolicy, to nowe wyzwanie i swego rodzaju nowa przygoda w pozytywnym tego słowa znaczeniu. To była propozycja moich przyjaciół, którzy uznali, że mogę się przydać  w tej roli, a jak wiadomo przyjaciołom się nie odmawia. Pesel nie ma tu większego znaczenia. Zajmuje się przecież także innymi sprawami, Np. obecnie przygotowujemy w grupie czterech osób okolicznościowy album z okazji 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości. Uprawiam sport. Zdrowie dopisuje, czuję się dobrze nie tylko fizycznie, więc – czemu nie spróbować się w nowej roli?

– Podejrzewam, że to właśnie wspomniany sport zahartował na lata Andrzeja Kicmana, sprawił, że imponujesz kondycją, zdrowiem, samopoczuciem?

– Sport to ciekawy wątek przewijający się przez całe moje życie. Pochodzę z Otwocka, z dzielnicy o mickiewiczowskiej nazwie Soplicowo. Tam
w klubie OKS Otwock, w wieku 14. lat uczęszczałem na treningi piłki nożnej. Dwa lata później grałem już w pierwszej drużynie. Zadebiutowaliśmy
w zespole seniorskim razem z Heńkiem Piotrowskim, z czasem czołowym biegaczem naszego kraju, który poprzez warszawskiego Lotnika, Legię dotarł do reprezentacji kraju i startował  z powodzeniem na długich dystansach. Miałem też przyjemność zagrać jeden mecz z Januszem Żmijewskim, wspaniałym skrzydłowym, późniejszym reprezentantem kraju, który gdy ja miałem 16 lat, odchodził właśnie do warszawskiej Legii.

– Grałeś też podobno w hokeja na lodzie?

– To było w czasach, gdy uczęszczałem do Technikum Budowlanego. Popularne były wtedy szkolne rozgrywki o „Złoty krążek”. Moja szkoła, ze mną w składzie, dwukrotnie awansowała do finałów, do tzw. ligi mistrzów  i dwukrotnie zdobyliśmy pierwsze miejsce w stolicy. Fakt tym bardziej godny odnotowania, że naszym rywalem była drużyna szkoły zawodowej, z braćmi Kaczorkami w składzie. Oni grali wtedy już w pierwszej drużynie hokejowej Legii. Pokazywała ten finał telewizja. Sąsiad przybiegł do ojca
z okrzykiem. „Zobacz, twój syn jest w telewizji!” Zwrócę może jeszcze uwagę, że zarówno piłka jak i hokej to gra drużynowa, konieczność współdziałania w zespole. Miało to przełożenie w mojej późniejszej pracy zawodowej, działalności społecznej. Dodam tytułem ciekawostki, że obok sportu, na moją kondycję wpłynęło też chyba …kozie mleko. Byłem najmłodszy z piątki rodzeństwa. Była wojna, żyliśmy, jak to w takich czasach – skromnie i biednie, ale mieliśmy dwie kozy. Ich mleko było nieocenionym składnikiem mojego pożywienia.

– Sport ukształtował Twój charakter, uzmysłowił jak ważne jest działanie w grupie, w zespole. Kończąc ten wątek odwołam się jeszcze do dwóch przykładów już z legionowskiego okresu Twej sportowej pasji. Jeździliśmy wspólnie na wiele spotkań wyjazdowych zespołu piłkarskiego Np. do Otwocka, Ożarowa, Wołomina, Pruszkowa czy …Białegostoku. Pamiętam jak po spotkaniu z warszawskim Hutnikiem, przesądzającym o awansie Legionovii, bodaj do III ligi, wspólnie z kibicami wracaliśmy całą szerokością ulicy Sowińskiego na stadion. Ty prezydent Legionowa pod rękę z przewodniczącym RM, Kazimierzem Kurnickim, a więc człowiekiem z innej politycznej opcji. Sport łączył, był ponad podziałami. Drugi obrazek, to Twoja przepiękna bramka podczas jednego ze spotkań towarzyskich na legionowskim stadionie…

– Pracując już w lokalnym samorządzie mogliśmy zajmować się różnymi sprawami. Także sportowymi, jak np. budową stadionu czy organizacją drużyny piłkarskiej. Bywał w naszym mieście kilkakrotnie sam Kazimierz Górski. W czasie kampanii wyborczej zorganizowaliśmy m.in. mecz samorządowcy kontra straż pożarna. To podczas tego spotkania wyszedł mi strzał życia. Grałem na lewym skrzydle i po dośrodkowaniu wiedziałem dokładnie co chcę zrobić. Uderzyłem więc z lewej nogi, z woleja między słupek i bramkarza. Wpadło! Kazimierz Górski podszedł do mnie po meczu
i swoim charakterystycznym głosem z nutką żartu, powiedział: „Panie kolego, żeby w kadrze tak strzelali jak pan, to by było dobrze”. To taka sympatyczna dla mnie anegdota. Co do pierwszego przytoczonego przykładu, to rzeczywiście mogę potwierdzić, że ulica Sowińskiego była po tym awansie – nasza. Śpiewy, polał się szampan, nieważne były wtedy polityczne różnice i podziały. Kurnicki, Kicman czy wielu innych – wszyscy byliśmy wtedy razem.

– Jak zaczęła się Twoja działalność społeczna, praca w lokalnym samorządzie?

– W roku 1978 przeprowadziłem się z Otwocka do Legionowa. Tu była fabryka domów, tu była szansa na otrzymanie mieszkania spółdzielczego. Do Legionowa trafiali ludzie z całego województwa, choć nie tylko z Mazowsza. Wpływ na mają działalność społeczną miał z pewnością Kościół. Już
w latach młodości, chodziłem z mamą do kaplicy w Śródborowie, gdzie miałem okazję spotkać księdza kapelana spod Monte Cassino Pawła Misę, który był moim pierwszym duchowym mentorem. W Legionowie natomiast był nim ks. Józef Schabowski. Budowano wtedy kościół św. Jana Kantego „ na górce” I ks. Schabowski ogłosił, że potrzebuje kierownika budowy, takiego inspektora nadzoru. Czasy były takie, że wielu chętnych do takiej współpracy nie było. Ja. absolwent wydziału budownictwa Politechniki Warszawskiej nie wahałem się ani chwili. Zgłosiłem się i zostałem zaakceptowany.
Z czasem ks. Schabowski został moim mentorem i przyjacielem. Już w okresie „Solidarności”, stanu wojennego identyfikował się z nami, mogliśmy zgłaszać się do Niego z każdą sprawą. Pomagał, doradzał, nie był obojętny wobec różnych spraw takich jak np. budowa szpitala w Legionowie, czy profilaktyka wobec AIDS. To był nasz zaufany i oddany sprawie człowiek.

– Wspomniałeś o budowie szpitala w Legionowie. Dlaczego on do tej pory nie powstał?

– Trudna sprawa, Dla mnie osobiście najbardziej bolesny okres w pracy samorządowca. Komitet Budowy Szpitala, który powstał jeszcze w latach osiemdziesiątych, to jedna kwestia. Druga to ta, co się stało ze szpitalem po pierwszych wolnych wyborach . Zabiegaliśmy wtedy o ten szpital wspólnie z sąsiednimi gminami, bo powiatu jeszcze nie było. Teren pod szpital o powierzchni 14 ha na granicy Legionowem został skomunalizowany na rzecz gm. Jabłonna . Idealna lokalizacja. Mieliśmy różne pomysły co do realizacji tego szpitala: jak zdobyć pieniądze na jego budowę, czy ma być on w całości publiczny, czy w części skomercjalizowany… Nie wiem, doprawdy nie wiem, dlaczego gm. Jabłonna w końcu ten teren rozparcelowała na działki budowlane i „cichcem” rozprzedała. Prawie zostałem w „sprawę” wmanewrowany, plotkowano że brałem w niej udział. Na sesji rady miejskiej padło pytanie do Piotra Foglera, czy to prawda, że w tych „machinacjach” brałem udział. Odpowiedział, choć w wielu kwestiach i poglądach się różniliśmy, że nie, że ta sprawa odbyła się za moimi plecami.

– Byłeś prezydentem Legionowa przez lat dwanaście, bo od roku 1990 do 2002. Tej trzeciej ostatniej kadencji nie dokończyłeś, bo… Mówiono wtedy, że „wyhodowałeś żmiję na własnej piersi, która Cię ukąsiła….”

– Zabrakło mi bodaj, 2-3 miesięcy do zakończenia kadencji. Młodych ludzi wchodzących wtedy do polityki, a wywodzących się jak ja, z Porozumienia Centrum, traktowałem jako swych potencjalnych następców, bo graliśmy przecież w jednej drużynie. Okazało się jednak, że pan Roman Smogorzewski wyznawał inne zasady w tej grze . W czasie udzielania absolutorium dogadał się z SLD, zagłosował z nimi przeciwko mnie. Potem, kiedy on został prezydentem miasta z nimi podzielił się władzą. Oczywiście ja nie musiałem w nieskończoność być prezydentem miasta, ale sposób w jaki pozbawiono mnie prezydentury budzi mój niesmak. Traktuje takie działania w kategoriach – zdrady.

– Twój następca jest już prezydentem 16 lat. To nie za długi okres?

– Nie wiem. Mam różne obserwacje na ten temat. Jeśli władza jest sprawowana dobrze, to czemu jej nie kontynuować. Sylwester Sokolnicki w Serocku jest burmistrzem od 28 lat i wszystko jest ok. Wiele zależy od tego jak się tę władzę sprawuje, jak ocenia to lokalna społeczność.

– Zapytam więc inaczej: co jest największym problemem Legionowa dzisiaj?

– Kilka minusów dostrzegam, ale największym zagrożeniem i utrapieniem dla życia mieszkańców jest trwające od kilkunastu lat ustawiczne dogęszczanie zabudowy miasta. To w moim odczuciu powoduje w konsekwencji nieobliczalne i niewyobrażalne straty. Powstaje koszmarek architektoniczny z ubożejącą z roku na rok strefą zieleni, która powinna być naturalną oazą dla odpoczynku mieszkańców miasta.

– Z zielonego Legionowa coraz mniej pozostaje?

– To niestety prawda. Pierwszy z brzegu przykład: przy u. Jagiellońskiej w opracowanych przez nas planach zagospodarowania miasta miał powstać campus szkolny. Dzisiaj
w tym miejscu stoi kolejny supermarket i nowe bloki. Plan przestrzenny został zmieniony, z wizji miasta zaprojektowanej jeszcze przez hrabiego Maurycego Potockiego niewiele już rzeczywiście pozostało.

– Prezes PiS, Jarosław Kaczyński jeszcze w ubiegłym roku, bodaj na portalu dziennik pl. stwierdził m.in. tak: „(…) W wielu miejscach w Polsce, nie chce powiedzieć, że tych miejsc jest bardzo wiele, te kliki samorządowe – bo tak to trzeba nazwać – powiązane z innymi, stwarzają sytuacje, że obywatele w swoich gminach pozbawieni swą praw, nie wysłuchuje się ich głosów, postulatów. To oznacza, że mamy do czynienia z takimi małymi „dyktaturkami”, które trzeba zlikwidować i to jak najszybciej”. Myślisz, że prezes mówiąc o klikach, dyktaturkach , miał na myśli także Legionowo?

– Nie wiem, jakie miejsca miał na myśli. Kaczyński, ale myślę, że jest w tych słowach dużo prawdy. Władza sprawowana zbyt długo z reguły psuje, powoduje, że decydenci uważają się za nieomylnych we wszystkich niemal kwestiach. Te kliki, nieformalne grupy powiązań interesów, związani z nimi wieczni radni służący w zasadzie tylko jako „maszynki do głosowania” to zaprzeczenie idei samorządności.

– Program KWW Bezpartyjnych Samorządowców do sejmiku mazowieckiego, który leży przed Tobą składa się z pięciu punktów i można go znaleźć np. w internecie. Mnie bardziej interesuje z jakim programem startuje w tych wyborach Andrzej Kicman?
– Mazowiecka wspólnota bezpartyjnych samorządowców ma oczywiście swój program wyborczy pod którym się podpisuję. Bezpartyjni, bo mamy dosyć tych kłótni, swarów, zwłaszcza przy dzieleniu pieniędzy dla „swoich”. Moje przesłanie jako kandydata? Generalnie rzecz ujmując chciałbym się podzielić ze swoim bogatym doświadczeniem w roli samorządowca. Boli mnie np. ilość wypadków na naszych, a więc i mazowieckich drogach. Dlaczego w innych krajach potrafią te kolizje skutecznie ograniczać, a u nas mamy z tym kłopot. Podczas stażu we Francji starałem się przyjrzeć bliżej tej sprawie. Okazuje się, że Francuzi, każdy wypadek dogłębnie analizują. Czyni to specjalna komisja powołana przez gminę, starostwo i wojewodę i ta komisja wyciąga natychmiast wnioski
i podejmuje decyzje, aby zapobiec przyczynom wypadków w tych miejscach. Te nowe rozwiązania drogowe finansowane są w 1/3 przez gminę, 1/3 przez starostwo, a w 1/3 przez wojewodę.

– Co jeszcze chciałby zmienić kandydat do sejmiku mazowieckiego A.Kicman?

– Hasłowo, na prywatny użytek nazwałem tę grupę problemów jako pakiet ekonomiczno-ekologiczny. Chodzi mi przede wszystkim o likwidację lokalnych kotłowni, z którymi to problemami poradziliśmy sobie za naszej kadencji w Legionowie. Na Os. Batorego, Jagiellońska, czy na Osiedlu Piaski (wspólnie z wojskiem), doprowadziliśmy ciepło miejskie z miejskiej ciepłowni. Efekt ze zmniejszeniem pyłów z tych kotłowni oczywisty, rachunek ekonomiczny na dłuższą metę też zbilansowany z nawiązką. Tym bardziej, że na miejscach tych kotłowni powstały nowe budynki, są nowe mieszkania, lokale użytkowe.

– A trzecia kwestia Twojego „prywatnego” programu?
– Chciałbym bardzo aby powstał mazowiecki katalog dokonań poszczególnych gmin publikowany systematycznie. Generalnie chodzi o to aby dzielić się doświadczeniem, aby poszczególne gminy nie wyważały otwartych już przez innych drzwi. To sposób tańszy i szybszy na rozwój poszczególnych gmin mazowieckich, na rozwiązywanie problemów, z którymi inni już sobie poradzili.

– Jak mawiają w dziennikarskim fachu „gazeta nie z gumy”, więc zbliżamy się do końca (finiszu) naszej rozmowy. Chciałbym. żebyśmy ją zakończyli takim sportowym sprintem. Na naszych lamach informowaliśmy, że nie tylko piłka, hokej są Ci bliskie. Startowałeś w zimowym triathlonie na Stegnach, zacząłeś systematycznie biegać… Coś jeszcze?
– Tak, staram się regularnie bywać 1-2 razy w tygodniu na pływalni. Biegam w zasadzie systematycznie od 2010 roku. Za namową legionowskiej nauczycielki wychowania fizycznego Ireny Koper jestem uczestnikiem jabłonowskiego Parkrun, który jest doskonale organizowany przez Michała Machnackiego. Spotykam tam nowych ciekawych ludzie, uczestniczymy przy okazji tego biegania w różnych potrzebnych akcjach charytatywnych. Do udziału w tegorocznym wieczornym Półmaratonie Praskim namówił mnie syn I. Koper – Maciek, który uprawia triathlon. Udało się, dobiegłem do mety.

– Nie obraź się. Bodaj Krystyna Kofta użyła takiego mniej więcej stwierdzenia na temat starzenia się, co prawda w stosunku do innej osoby, ale które – w moim odczuciu- pasuje do Ciebie. Brzmi ono mniej więcej tak:” „ Zestarzeć się, sczerstwieć, ale nie spleśnieć. Pleśnieje się od środka. Nienawiść koroduje”. No więc według mnie Andrzej Kicman jest jak dobrze wypieczony chleb. Starzeje się, czerstwieje, ale nie pleśnieje.

– Nie mam co się obrażać. Jestem pewno takim razowcem, a brzmi to
w całości jako komplement. Koledzy, z którymi teraz współpracuję mówią, że widać we mnie taką werwę do działania, otwartość na dzielenie się swoim doświadczeniem. Dużo by o tym gadać, ale jak powiedziałeś, że gazeta nie z gumy, to o innych sprawach. może innym razem.

Rozmawiał: Jerzy Buze

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *