Z LEGIONOWA DO ŁODZI. Gimnastyka artystyczna

2017-03-16 2:04:49

Po dwu organizowanych przez MOK wycieczkach do warszawskiej Filharmonii przyszła kolej na prawdziwą eskapadę. Sobota 11 marca: autokar zapełniony legionowskimi melomanami rusza w drogę do Łodzi, do tamtejszego teatru operowego; w programie Święto wiosny Igora Strawińskiego i Krzesany Wojciecha Kilara.

Wyznam, że byłem piekielnie zaciekawiony. Czekało mnie coś, co powinno robić niesamowite wrażenie, a nawet budzić grozę. Miała to być stworzona scenicznymi i muzycznymi środkami wizja dawnej pogańskiej Rusi z jej barbarzyńskimi obrzędami, których punktem kulminacyjnym była krwawa ofiara. Dla przebłagania krwiożerczego bóstwa musiano co rok na przedwiośniu poświęcić życie młodej dziewczyny.

Okazało się jednak, że widowisko jest zupełnie pozbawione realiów. Tancerze w obcisłych spodenkach, tancerki w powiewnych spódniczkach wykonują balet przedstawiający jakąś akcję, ale co? gdzie? kiedy? – nie wiadomo. Bieganina, skoki, piruety i mnóstwo innych łamańców, wszystko to pozwalające podziwiać gibkość ciał, lecz nie nasuwające jakichkolwiek skojarzeń z dawną Rusią i ówczesnymi obyczajami. Tak więc nie pokazano niczego takiego, co by mroziło krew w żyłach. Było to letnie, w sam raz dla grzecznych dzieci.
Na widok tancerki miękko i płynnie przechodzącej z pozycji pionowej do poziomej miałem chęć zaklaskać. Kładła się na wznak i wstawała bez pomocy rąk! Skwitowałbym to oklaskami, gdybym przebywał w hali sportowej, ale przecież działo się to wszystko w teatrze, przybytku muz.

Skoro padło słowo muzy, pomówmy o muzyce. Muzyka Strawińskiego nie jest ani piękna, ani brzydka; jest całkowicie podporządkowana choreograficznemu programowi. Jest kongenialna, gdyż ściśle odpowiada treści libretta. Toteż ocenić ją można pod warunkiem, że owo libretto będzie czytelnie na scenie odtworzone. Tak jednak w omawianym przypadku nie było.

Nieco bardziej komunikatywny był Krzesany Kilara, a to dzięki śpiewakowi, który o czymś przy pomocy śpiewanych słów informował. Powyższa uwaga odnosi się wszakże tylko do tych szczęśliwych słuchaczy, którym udało się owe słowa rozpoznać. Co do mnie, słuchałem z przyjemnością pięknego głosu i tej znakomicie na góralską nutę stylizowanej solówki, ale ze słów pieśni dotarło do mych uszu jedynie „hej” oraz „siwa mgła”.

Otóż to. Treść i fabułę obu baletowych przedstawień zasnuła siwa, gęsta mgła.

Antoni Kawczyński

Fot. Maciej Piąsta, Teatr Wielki w Łodzi

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *