HISTORIA. Niepodległości trudne początki

2020-11-11 6:31:44

Uczestnicy kursu instruktorskiego POW w Buchniku koło Jabłonny, czerwiec 1917 r. W drugim rzędzie piąty od prawej: Polikarp Wróblewski ps. „Wyrwa”, dowódca oddziału
POW w Chotomowie.

W przeddzień Narodowego Święta Niepodległości rozmawiamy z dr. hab. Jackiem Szczepańskim, dyrektorem Muzeum Historycznego w Legionowie i autorem książki: Peowiacy i ich losy (Jabłonna, Chotomów, Krubin, Wieliszew)”

Po trzech latach od wydania głośnej książki „Ludność żydowska w Legionowie i jej Zagłada” opublikował Pan nową pozycję, tym razem poświęconą działalności niepodległościowej Polskiej Organizacji Wojskowej. Od kiedy POW pojawiła się na terenach należących do dzisiejszego powiatu legionowskiego?

Geneza ruchu peowiackiego na tym terenie sięga czasów I wojny światowej – marca 1917 r. Pierwsze oddziały powstały tu w następstwie decyzji Komendy Naczelnej POW o rozszerzeniu działalności. Została ona podjęta po zapowiedziach utworzenia przez Tymczasową Radę

Stanu armii Królestwa Polskiego. W planach J. Piłsudskiego POW miała wystawić kadrę przyszłej armii. Od początku 1917 r. w organizacji rozpoczęto masową akcję werbunkową, zwłaszcza wśród młodzieży wiejskiej. I na ten właśnie okres przypada utworzenie Punktów Organizacyjnych POW w Jabłonnie i Henrykowie, a następnie w Chotomowie. Organizacje te działały w ramach Obwodu Praskiego, którym dowodził wówczas Stefan Marciniak ps. „Bruzda”.

Medal Niepodległości przyznany Jadwidze Król za działalność w chotomowskiej POW.

Do tej pory najlepiej były znane dzieje POW w Chotomowie, a to za sprawą wspomnień dowódcy Polikarpa Wróblewskiego. Z Pana książki wynika, że POW działa także w innych pobliskich miejscowościach.

Po przeprowadzeniu badań archiwalnych doszedłem do wniosku, że ruch peowiacki na naszym terenie był bardziej rozbudowany niż dotąd sądziliśmy. W marcu 1917 r. powstał Punkt Organizacyjny POW w Jabłonnie. Jego założycielem i komendantem był Apoloniusz Herbst ps. „Zaremba”.

Jest to postać niezwykle interesująca, ale nieco zapomniana. Do POW należał od marca 1916 r. Jednoczenie był zastępcą komendanta Ochotniczej Straży Ogniowej w Jabłonnie. Ponadto poza Chotomowem ukształtowały się jeszcze dwa Punkty Organizacyjne POW – w Wieliszewie i Krubinie, o istnieniu których nie wiedzieliśmy. Punkty te zostały utworzone w maju 1918 r. Peowiacy współpracowali także z POW w Nowym Dworze Mazowieckim i Henrykowie.

Spektakularna akcją POW było uratowanie dzwonów kościelnych w Chotomowie przed rekwizycją Niemców w lutym 1918 r.

Jest to jedna z najgłośniejszych akcji na naszym terenie. Jednak analiza akt personalnych peowiaków nieco zmienia naszą wiedzę na ten temat. Do tej pory sądziliśmy, że akcję przeprowadził wyłącznie oddział chotomowski. Okazuje się jednak, że ukrycie trzech dzwonów było wspólnym przedsięwzięciem dwóch oddziałów − P. Wróblewskiego z Chotomowa i A. Herbsta z Jabłonny. Było ono odpowiedzią na niemieckie rozporządzenie o rekwizycji dzwonów kościelnych. Okupant w dobie wojennego kryzysu gospodarczego pilnie poszukiwał metali do produkcji uzbrojenia. Dzwony zostały zakopane w świeżych grobach na chotomowskim cmentarzu. Dzięki temu przetrwały okupację i po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. powróciły na miejsce, tj. na dzwonnicę przed kościołem.

Peowiak Tadeusz Wyszkowski ps. „Sarbiewski” z Jabłonny, 1918 r. Podczas walk 13 lipca 1920 r. nad
rzeką Wilejką został ranny i dostał się do niewoli bolszewickiej. Po tym zaginął bez wieści.

Jak w świetle najnowszych ustaleń wyglądało rozbrojenie okupanta na opisanym przez Pana terenie 11 listopada 1918 r.

W listopadzie 1918 r. na naszym obszarze istniały trzy większe skupiska niemieckich wojsk okupacyjnych. Należała do nich Komendantura Miejscowa we wsi Jabłonna, duże koszary przy stacji kolejowej w Jabłonnie (dziś Legionowo) oraz garnizon niemiecki w twierdzy Zegrze. W czasie badań okazało się, że akcja ich rozbrojenia była skoordynowana. W poniedziałek 11 listopada 1918 r. około godziny 16.00 peowiacy z Jabłonny wtargnęli do budynku komendantury niemieckiej zajmującej willę dr. Stanisława Bzury. A. Herbst obwieścił wówczas, że

jest dowódcą oddziału POW i zażądał od Niemców wydania broni. W ten sposób bezkrwawo przejął około 100 karabinów, w które uzbroił peowiaków i członków straży pożarnej. Wieczorem 11 listopada 1918 r. zgrupowanie złożone z oddziału POW z Chotomowa pod dowództwem P. Wróblewskiego, oddziału POW z Jabłonny i części peowiaków z Henrykowa opanowało stację kolejową w Jabłonnie. Następnie peowiacy ruszyli na koszary. Niemcy nie stawiali zbrojnego oporu. Po dokonaniu wstępnej inwentaryzacji we wtorek 12 listopada 1918 r okazało się, że peowiacy przejęli w Jabłonnie aż 1000 karabinów, 10 karabinów maszynowych oraz 4 moździerze okopowe.

Peowiacy i ich losy (Jabłonna, Chotomów, Krubin, Wieliszew), wyd. Muzeum Niepodległości w Warszawie we współpracy z Muzeum Historycznym w Legionowie, Warszawa 2020, s. 350.

A jaki był przebieg wypadków w twierdzy Zegrze?

Podobny. Koszary w Zegrzu Południowym jako pierwszy opanował pododdział POW z Wieliszewa. Dowodził nim Aleksander Dłutek ps. „Wieliszewski”. Stał on na czele około 12-osobowego oddziału, który po południu 11 listopada 1918 r. rozbroił posterunki niemieckie w Zegrzu Południowym. Niemcy z obozu kwarantannowego nie stawiali oporu. Chcieli wyjechać do ojczyzny, najlepiej z nagromadzonymi dobrami. Oddział wieliszewski był jednak za mały, aby opanować całą twierdzę, dlatego 11 listopada wieczorem w celu wzmocnienia sił przysłano do Zegrza około 20-osobowy pododdział POW z warszawskiej Pragi.

Profesor Adam Dobroński napisał w recenzji książki, że udało się Panu wyjaśnić okoliczności śmierci peowiaka Antoniego Gawryszewskiego. Do tej pory sądziliśmy, że poległ on 11 listopada 1918 r. w ataku na niemieckie koszary w Jabłonnie.

Wyjaśnienie tej kwestii było trudne, a jej rozwikłanie nie jest budujące. Peowiak Antoni Gawryszewski należał do oddziału POW Las– Zbytki w obwodzie praskim. Do garnizonu w Jabłonnie został przeniesiony z częścią swojego oddziału już po opanowaniu koszar przez POW. Tu jako szeregowy wartownik ochraniał magazyny wojskowe przed rabunkiem. Po przeanalizowaniu dokumentów z 1918 r. udało mi się ustalić, że został postrzelony na warcie przez napastników próbujących okraść magazyny żywnościowe. Miało to miejsce dopiero 28 listopada 1918 r. Wraz z nim ranny został jego kolega Józef Wójcik, peowiak ze wsi Borków. Wójcik zostawił relację, w której za napad obciążył uzbrojone „masy chłopskie z okolic”. Natomiast A. Gawryszewski zmarł wkrótce po przewiezieniu do Szpitala Ujazdowskiego w Warszawie. Liczył niewiele ponad 17 lat. W latach 30. XX w. jego śmierć została zmitologizowana i urosła do symbolu walki z… Niemcami. Nazwisko Gawryszewskiego nadano jednej z ulic w Legionowie. Odtąd w lokalnej tradycji zakorzeniło się przekonanie, że poległ on 11 listopada 1918 r. w ataku na niemieckie koszary w Jabłonnie, co jak już wiemy nie odpowiada prawdzie historycznej. Niezależnie od tego, należy podkreślić, że oddał swoje młode życie w obronie mienia wojskowego i porządku publicznego.

Dr hab. Jacek Emil Szczepański – historyk, muzealnik – kustosz dyplomowany, dyrektor Muzeum Historycznego w Legionowie, prezes Towarzystwa Przyjaciół Legionowa, autor książek o historii Legionowa i powiatu legionowskiego, z „Mazowieckim To i Owo” współpracuje od stycznia 1991 r.

Czy organizacje peowiackie z Jabłonny, Chotomowa, Krubina i Wieliszewa spełniły swoje zadanie?

POW na naszym terenie działała w szczególnie trudnych warunkach. Wydaje się, że otoczona licznymi garnizonami i posterunkami niemieckimi powinna być sparaliżowana. A tak się nie stało. Peowiacy przez prawie dwa lata przygotowywali się do najważniejszego zadania – wypędzenia okupanta. I pomimo skomplikowanego splotu wydarzeń zadanie to wypełnili właściwie w listopadzie 1918 r. Wkrótce po tym wielu peowiaków wstąpiło do tworzącego się Wojska Polskiego, w którym ofiarnie walczyli o granice młodego państwa w wojnie polsko- rosyjskiej. Przydziały peowiaków do jednostek wojskowych były zazwyczaj różnorodne, np. w przypadku POW z Jabłonny najwięcej skierowano ich do 36. Pułku Piechoty Legii Akademickiej i do 10. Pułku Ułanów Litewskich. Kilku peowiaków za zasługi wojenne otrzymało Krzyże Walecznych. Inni zginęli na polu walki, np. w 1919 r. ppor. Tadeusz Wyszkowski ps. „Sarbiewski” z Jabłonny.

Dziękujemy za rozmowę

red./Pak.

Komentarze

1 komentarz

  1. MAREK odpowiedz

    “Do tej pory sądziliśmy, że akcję przeprowadził wyłącznie oddział chotomowski”. To zdanie na temat akcji uratowania dzwonów kościelnych w Chotomowie.w lutym 1918 roku jest ewidentnym nadużyciem. W książce “Na ojczyźnianej drodze. Opowieść o Polikarpie Wróblewskim” Piotr Chróściel podaje na stronie 31, że w akcji brali również udział ludzie z Jabłonny – Knapik, Aust, Niksiński, Orłowski. Zatem Szczepański trochę w tym miejscu przegiął.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *