Organowa klarowność
2014-12-04 12:49:08
Instrumentarium Miejskiego Ośrodka Kultury wzbogaciło się o nowy, niezwykły eksponat: pozytyw. Klarownym brzmieniem tych małych organów syciliśmy się w piątek 28 XI
ANTONI KAWCZYŃSKI
toiowo@toiowo.eu
Są to organy piszczałkowe o trakturze mechanicznej, wzorowane na dawnych instrumentach. Napęd elektryczny służy wyłącznie do tłoczenia powietrza, ale nawet i bez tej skromnie zastosowanej nowoczesności można by się obejść, zastępując ją kalikowaniem.
Nie był to koncert dla tych miłośników gry organowej, którzy poziom muzycznego piękna mierzą ilością decybeli. Pozytyw trudno nazwać – tak jak duże organy – królem instrumentów, przysługuje mu raczej tytuł królewicza, nie wstrząsa potęgą brzmienia, jego walory są inne, przede wszystkim jest to ruchliwość i przejrzystość artykulacyjna. Dzięki temu w zaprezentowanej przez Jana Bokszczanina Toccacie Frescobaldiego można śledzić i podziwiać kunszt polifoniczny kompozytora. Nawet przy niewielkiej ilości rejestrów Aria Sebaldina Pachelbela mieniła się barwami. Trudno sobie wyobrazić, by na masywnych organach można było oddać całą radosną żywość, skoczność i potoczystość I części Koncertu organowego F-dur Haendla. Natomiast zasiadający przy pozytywie pan Jan wydobył z zapisu nutowego to, co w nim zawarte: pulsowanie fontanny w słońcu.
Mimo wielokrotnych recitali Jana Bokszczanina podczas kolejnych edycji Legionowskiego Festiwalu Muzyki Kameralnej i Organowej obraz jego sztuki wykonawczej był niepełny. Dopiero teraz, zasiadłszy przy pozytywie, artysta mógł okazać swoją nieprzeciętną biegłość palcową.
Pozytyw towarzyszący skrzypcom to dopiero muzyka kameralna co się zowie. Dlatego byłoby rzeczą ze wszech miar wskazaną wykorzystać ten instrument w letnie niedziele festiwalowe. Niechby organy w kościele “na górce” służyły wyłącznie do gry solowej. Natomiast pozytyw jako instrument akompaniujący skrzypkom, oboistom, flecistom, śpiewakom, usytuowany przy prezbiterium w bezpośredniej bliskości instrumentalistów i wokalistów – spełniałby swoją rolę doskonale. Krótko mówiąc, kameralna część programu festiwalowego powinna być, moim skromnym zdaniem, powierzona pozytywowi.
Potwierdzeniem tych słów jest omawiany koncert, tzn. ta jego część, w której pozytyw towarzyszył skrzypaczce Katarzynie Sylla. Usłyszeliśmy dwa utwory Jana Sebastiana: Sinfonię z Kantaty 156 oraz Andante z Koncertu skrzypcowego a-moll, fragment z opery Glucka Orfeusz i Eurydyka i Preludium z Te Deum Charpentiera – wszystko pieszczące ucho, zwłaszcza Bach ze swoją asymetryczną frazą i wyszukaną melizmatyką.
Pani Katarzyna, studiująca jeszcze w konserwatorium, osiągnęła już poziom profesjonalny. Jej grze nie sposób czegokolwiek zarzucić. Soczystym tonem jej skrzypiec można się delektować.
Dzięki atrakcyjnemu programowi i pierwszorzędnej grze obojga wykonawców wieczór muzyczny w dworku na Norwida rozradował dusze melomanów. Na takie muzykowanie – bezpretensjonalne i na wysokim poziomie – pragnęłoby się przychodzić stale, co najmniej dwa razy w miesiącu.