REPLAY ZZA BRAMKI. Gramy, że …wygramy

2020-05-09 8:44:48

Przed trzydziestu laty, w pierwszym numerze
„To i Owo Legionowo”, co prawda w wersji śladowej, ale sport jednak pojawił się na łamach naszego tygodnika. Zaczynaliśmy, jakżeby inaczej, od piłki kopanej, choć stadionu w dzisiejszej wersji „eksportowej” rzecz jasna jeszcze nie było. Drewniane ławeczki bez dachu, w baraczku tzn. siedzibie klubu królował Pan Mietek, a na tzw. briefingach prasowych bywał sam Pan Kazimierz Górski. Wspomnień i bułgarskiej „Pliski” czar..


Z czasem piłkarska monokultura zaczęła się poszerzać. Panowie Jacek Jutrzenka i Sławomir Supa, chcieli koniecznie nawiązać do siatkarskiej tradycji z lat pięćdziesiątych, szkolili dziewczęta, czy to w SP nr 8, czy też w SP nr 3. Legionovia poszerzyła się o sekcje szachową i brydżową, a wcześniej niestrudzony Edward Grzelak, chciał na grunt legionowski przeflancować sochaczewską pasję, czyli rugby.
Wojciech Augustynowicz nie tylko budował korty przy SP nr 2, nie tylko wyszkolił kilku reprezentacyjnych judoków, ale i zajął się gimnastyką sportową u podstaw.. Legionowo próbował rozbiegać kinooperator z zawodu Jan Skakluk.. Od 1997 roku na szkolnym basenie SP nr 6, Rafał Perl zaczął „młócić wodę” ze swoimi „Delfinkami” i dochował się, jak się wkrótce okazało, pierwszego legionowskiego olimpijczyka – Dawida Szulicha.
Trochę później, a może wcześniej, via LKS Lotos Jabłonna. Tomasz Szczepaniuk systematycznie oswajał tubylców z koreańską nazwą i (sportem) – tae-kwondo. Zrobił to na tyle skutecznie, że jego wychowanka Joanna Paprocka do dziś lideruje na liście lokalnych multimedalistek.
Nie udało się niestety zainteresować legionowian tzw. petanką, zwaną też bule, czyli grą w kule, chociaż piaskownica do tej gry na stadionie przy ul. Parkowej kiedyś istniała. Po kilku treningach i zakupie rękawic nie przyjął się też w Legionowie boks, chociaż policyjne statystki odnotowały kilka ulicznych „pojedynków”. Za to do łask dzięki staraniom Andrzeja Domaszewicza powrócił w Legionowie szczypiorniak, który podobno był uprawiany w naszym mieście w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku, jeszcze pod gołym niebem.
Oferta na spędzanie wolnego czasu na sportowo pęczniała z każdym rokiem, w oczach też rozrastała się sportowa baza, choć niektóre z obiektów, powstawały na chybcika i według widzimisie architektów, którzy tworzyli swe dziewicze sportowe „dzieła” (vide – trybuny i budynek nowego legionowskiego stadionu. Kibice zacierali jednak ręce, bo sportowa ilość z czasem zaczęła przechodzić w jakość, sporty zespołowe odnotowywały i pokonywały szczebelki krajowego rankingu i …powstała przed dziesięciu laty Arena Legionowa mogła gościć nie tylko kabareciarzy, wystawy piesków czy kotków ale i serwować sportową rywalizację z najwyższej półki. Klubowej, a także sporadycznie tej reprezentacyjnej.
Roli sportu, również tej integracyjnej dla lokalnej społeczności, nie sposób przecenić. Moda na „chodzenie na siatkarki” dopingowanie szczypiornistów trwa więc w najlepsze. A w zasadzie trwała, bo została ze zrozumiałych względów gwałtownie przerwana. Sportowe areny, w czasach zarazy, świecą więc pustkami. Próby przywracania normalności są póki co nieśmiałe i na dobrą sprawę, nikt nie jest w stanie określić czy i kiedy sport jako taki wydostanie się z autu.
To nie jest sympatyczna konkluzja na trzydziestolecie sportowej służby informacyjnej na naszych łamach. Aby, nie było więc zbyt minorowo, zakończę tradycyjnym: gramy, że wygramy!~Tym razem z koronawirusem. Jerzy Buze

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *