Jak zdobyć sławę?
2024-08-12 7:40:40
Idziemy sobie na ławeczkę, jak co tydzień, a tu ławeczka zajęta. Trzy kobity siedzą, nie powiem, atrakcyjne, ale ewidentnie nietutejsze, bo tutejsze wiedzą, że o 18 ławeczka tradycyjnie nasza i nie godzi się w tradycję uderzać, bo to się potem mści, utratą moralności i radości życia. Ale kobity nieświadome, bo obce, zrzucić nie idzie, więc trzeba przeczekać. Może się same zorientują, chyba że miastowe, to wtedy nie. Japycz się grzecznie przysiadł, my se puste skrzynki zza sklepu przynieśli, siedli my naprzeciwko i patrzymy się wymownie. Ale one widać do męskiego wzroku przyzwyczajone, bo nic. Nawet się uśmiechają, jakby to było oczywiste, że się na nie gapimy. W zasadzie to było oczywiste, ale dla nas, no bo przecież jak się we wsi obce i atrakcyjne kobiety pojawiają, no to się wgapiamy, co nie? Ale dla nich też musiało to być oczywiste, bo wcale nie zdziwione, nawet nie udają, że się dziwią, więc pewne tego męskiego wzroku być muszą. Ale nie, że harde czy uchowaj Boże aroganckie. Uśmiechają się miło, nawet człowiek by zagadał, no ale jak zaczął bez dobry wieczór i bezczelnie ze sklepowej skrzynki się wpatruje, to teraz zagadać nijak. Z czego wniosek, że jak się źle zacznie, to trudno dobrze skończyć. Zwłaszcza, że Hadziuk, co mu na tej skrzynce najbardziej niewygodnie, bo najszerszy tyłek ma, postanowił wziąć sprawy w swoje ręce, a nie są to ręce delikatne i wysublimowane. – A panie to na długo… tutaj? – wskazał ławeczkę, a potem dla niepoznaki powiódł ręką dookoła. Panie spojrzały po sobie zdziwione i mówią, że na niedługo. Hadziuk wyraźnie się ucieszył, co dla nich zapewne nie było miłe, więc szybko zaczął tłumaczyć, że my dyspensę od żon mamy, ale tylko do dwudziestej. Zabrzmiało to jak jakaś propozycja seksualna, więc się Solejuk wtrącił i zaczął kolegę tłumaczyć, co jeszcze gorzej wyszło. Bo jak Solejuk tłumaczy Hadziuka, to robotę saperską ma, a saperem jest kiepskim. Chodzi o to, że tłumaczony Hadziuk ma dość krótki lont i zaraz się podpala i z tego afera coraz większa wychodzi. Ale nie tym razem. Panie uśmiechnęły się miło, spojrzały na zegarek i zapytały czy mogą sobie z nami zdjęcie zrobić. Pomyślałem, że moja sława pieśniarska dotarła i do nich, skądkolwiek są i poczułem się jak mistrz świata. Jak już poszły i pojechały, to dyskusja się żywa rozwinęła, czego mogły chcieć w naszych Wilkowyjach i czemu wstały i poszły równo po kwadransie od naszego przybycia. Jakby były gdzieś umówione. Teorie były najdziksze i bardzo skomplikowane, z każdą flaszką Mamrota coraz bardziej. Troszku nas tylko dziwiło, że przechodnie zaczęli nas wytykać palcami i śmichy chichy odstawiać, jakby nas pierwszy raz na tej ławeczce widzieli. A już szczególnie kobity. A potem zadzwoniła moja Jola i kazała do domu wracać, co by już więcej pośmiewiska z siebie na ławeczce nie robić. Dziwne to było i do niej niepodobne, ale w ciągu trzech minut takie same telefony odebrali Japycz, Solejuk i Hadziuk. A że mówią: I Herkules fupa, kiedy żon jest kupa, no to skrócili my naszą cotygodniową sesję rozważań nad losami świata i Wilkowyj i wrócili do domu.
I wtedy się okazało, co to były za panie. Olimpijki, medalistki, mistrzynie i do tego wielokrotne. Aleksandra, Natalia i Anita. I do tego obrończynie męskiego honoru, bo się przed igrzyskami założyły, że choć jeden facet zdobędzie indywidualnie medal, bo przecież polskie chłopaki, to nie byle jakie kozaki i zawsze coś zdobywają. A tu taka klapa. Tylko 2 medale na 10 zdobyły chłopaki i żadnego pojedynczo, tylko w kupie. No więc zakład przegrały, a wyniku tego miały pojechać gdzieś na kompletne zadupie, usiąść pod sklepem i siedzieć tam, aż przyjdą miejscowe menele, wytrzymać kwadrans, a potem zrobić sobie z nimi zdjęcie i wrzucić do sieci.
I tak Wilkowyje i ławeczka zrobiły się sławne w całej Polsce.