HISTORIA. Walka u wrót stolicy. Ofensywa styczniowa 1945 w Legionowie

2020-05-18 8:55:25

Podczas działań ofensywnych prowadzonych zimą ulubionym miejscem czołgowego desantu była pokrywa silnika, która była miejscem nie tylko bezpiecznym, ale i ciepłym. Żołnierze opuszczali ją tylko podczas bezpośredniego ataku
Fot za: www.copypast.ru

Choć walki toczone na terenach dzisiejszego powiatu legionowskiego być może ustępowały swym rozmachem i znaczeniem innym ważniejszym kierunkom operacyjnym, to jednak swą zaciętością i ilością ofiar zapisały się w historii drugiej wojny światowej

Działania ofensywne na froncie w okolicach Legionowa rozpoczęły się rankiem 14 stycznia. O godzinie 10 rano po silnej nawale ogniowej wykonanej na pierwszą linię nieprzyjaciela wyznaczone 4 kompanie z 60, 132 143 i 328 DP podążając za wałem ogniowym zaatakowały niemieckie okopy i do godziny 14 zajęły pierwsze transzeje na wschód od Kałuszyna i południowy wschód od Olszewnicy Starej. Udało im się również zdobyć 20 jeńców z 70 i 186 pp. oraz z 173 pułku artylerii 73 dywizji. Dalszych działań jednak nie podjęto, gdyż atak wyznaczonych kompani miał jedynie charakter rozpoznania bojem.

Dymy nad Chotomowem

Zasadnicze uderzenie zostało zaplanowane na następny dzień tj. 15 stycznia. W nocy z 14 na 15 stycznia pozycje niemieckie były bombardowane przez 2 pułk lotniczy Kraków. Również żołnierze wojsk lądowych nie próżnowali. Nocą saperzy wykonali przejścia w polach minowych i zasiekach. Warto zaznaczyć, iż na odcinku przełamania, który dla 47 armii wynosił 4 km, ześrodkowano 28 batalionów piechoty, 704 karabiny maszynowe, 720 dział i moździerzy, 24 wyrzutnie rakietowe, 104 czołgi i działa pancerne uzyskując przewagę w stosunku 4,9 : 1.
Przed świtem 15 stycznia piechota i czołgi zajęły pozycje wyjściowe. O 9.30 rozpoczęło się trwające 55 minut przygotowanie artyleryjskie, które o 10. 23 przeszło w wał ogniowy. Dwie minuty później do natarcia ruszyła piechota i czołgi. Skuteczność ognia artyleryjskiego była tak duża, iż opór niemiecki był bardzo słaby i natarcie mogło rozwijać się planowo. Po uzyskaniu powodzenia przez 125 i 129 korpus, jednostki którego rozbiły silne punkty oporu w Dąbrowie Chotomowskiej i Olszewnicy Starej, do natarcia ruszył również 77 korpus. W jego pasie natarcia pomiędzy Chotomowem a Jabłonną postawiono zasłonę dymną. Do ciężkich starć doszło w samym Chotomowie (132 DP), jednak do godziny 15 nacierającym oddziałom udało się przełamać obronę niemiecką na odcinku 8 km i wbić się na głębokość od 2 do 5 km w głąb obrony przeciwnika.
Postępy wojsk wymusiły przegrupowanie artylerii na nowe pozycje. Do walki wkraczały również nie biorące w niej do tej pory oddziały. Pod koniec dnia oddziałom 129 korpusu udało się podejść do drugiej linii obrony niemieckiej (opartej o zewnętrzny pierścień fortyfikacji twierdzy Modlin).

Nasi w Janówku

Po krótkiej walce 143 DP opanowała Janówek, leżący w pobliżu niego fort i miejscowość Boża Wola, a 487 pp. (ze składu 143 DP) osiągnął Wisłę w rejonie Suchocina i rozpoczął jej forsowanie po lodzie. Do wieczora również czołowe oddziały pozostałych dywizji zbliżyły się do Wisły w wyznaczonych im zgodnie z planem odcinkach. Wykorzystując szybkie tempo natarcia i zaskoczenie przeciwnika o godzinie 20 przy wsparciu artyleryjskim siły główne 132 i 143 DP przeszły do forsowania Wisły. Piechota i artyleria mniejszych kalibrów (do 76 mm) forsowała rzekę po lodzie – każda z dywizji organizowała po 1-2 przeprawy. Również nocą przeprawę rozpoczęły oddziały 77 korpusu. Na drugi brzeg przeprawił się także bezpośredni sąsiad wojsk polskich, 185 DP.
Szczególnym zagrożeniem dla oddziałów forsujących Wisłę po lodzie był ostrzał niemieckiej artylerii, gdyż wybuch każdego pocisku wybijał kilkumetrowej średnicy przeręble, w których obciążeni sprzętem żołnierze mogli utonąć.
Pierwszy dzień operacji zakończył się niemalże całkowitym rozgromieniem broniącej niemieckiego przyczółka 73 DP. Według szacunków radzieckich jej straty wyniosły ok. 1300 zabitych i 560 wziętych do niewoli. Oficjalne straty własne 47 armii w dniu 15 stycznia wynosiły 253 zabitych i 1210 rannych.

Ciężarówka pod lodem

Wykorzystując sukcesy prawego sąsiada do forsowania Wisły przystąpiła również polska 2 DP. Do forsowania wyznaczono 4 pp., a prowadzone nocą rozpoznanie saperskie ustaliło, iż ze względu na stan lodu najdogodniejszym miejscem będzie zakole rzeki w okolicach Jabłonny. Jako pierwszy miał ruszyć do ataku 2 batalion, a następnie 1 i 3. 16 stycznia o godz. 9.30 rano dla sprawdzenia wytrzymałości lodu i aktywności przeciwnika wysłano wzmocniony pluton, który został przez Niemców podpuszczony niemalże do przeciwległego brzegu, a następnie ostrzelany huraganowym ogniem. Przed całkowitą masakrą polskich żołnierzy uchronił ostrzał prowadzony przez radziecki 280 pp. z rejonu Rajszewa oraz wsparcie artyleryjskie. Wyznaczona na godzinę 10 próba forsowania Wisły całością sił została odwołana. W tym samym czasie jednostki radzieckie znajdujące się już na drugim brzegu Wisły rozpoczęły ponowne natarcie mające na celu rozszerzenie zdobytych w nocy przyczółków. Stale umacniano również istniejące już przeprawy. Z powodu słabości lodu większość sprzętu, w tym również działka 45 mm przenoszone były ręcznie po specjalnie do tego celu ułożonych z desek trasach. Próba przejazdu ciężarówki z amunicją zakończyła się zatonięciem samochodu.

Dziekanów wzięty

Dowództwo polskie postanowiło wykorzystać radzieckie przeprawy w rejonie Rajszewa i wysłało w ten rejon dowodzoną przez chorążego Tybińskiego 5 kompanię 2 batalionu 4 pp. wzmocnioną plutonem karabinów maszynowych i plutonem rusznic ppanc. Po przeprawieniu się przez Wisłę wzmocniona kompania zaatakowała z flanki Niemców broniących się w Dziekanowie Polskim i Woli Kiełpińskiej. Do godziny 14.30 udało jej się wyprzeć wroga z obydwu miejscowości i zagrozić oddziałom broniącym brzegu Wisły.
Ogromnie przydatną bronią okazały się rusznice ppanc, dzięki którym zniszczono trzy transportery opancerzone. Po zasygnalizowaniu przy pomocy czerwonych flar osiągnięcia sukcesu przez 5 kompanię do forsowania rzeki przystąpił 2 batalion 4 pp. Przeciwnik nadal był jednak groźny i pomimo zagrożenia z flanki nie kwapił się do opuszczenia brzegu. Niemcy otworzyli huraganowy ogień. Jedyną szansą dla żołnierzy było dobiegnięcie pod wysoki przeciwległy brzeg Wisły i schronienie się w martwym polu ostrzału. Następnie dzięki użyciu granatów ręcznych udało im się zniszczyć stanowiska niemieckich karabinów maszynowych i tym samym otworzyć drogę pozostałym oddziałom.
Wykorzystując sukces swoich kolegów z pierwszego rzutu do przeprawy przez rzekę przystąpiły pozostałe jednostki, w tym również ciężka artyleria, która wykorzystała postawiony w ciągu kilku godzin na wysokości Dziekanowa most pontonowy.
Przeprawienie się przez Wisłę ostatnich jednostek biorących udział w ofensywie styczniowej było ostatnim epizodem kończącym walki w okolicach Legionowa.

Wyjątkowe straty

Choć walki toczone na terenach dzisiejszego powiatu legionowskiego być może ustępowały swym rozmachem i znaczeniem innym ważniejszym kierunkom operacyjnym, to jednak swą zaciętością i ilością ofiar zapisały się w historii drugiej wojny światowej. Warto zaznaczyć, iż po wstrzymaniu radzieckiej ofensywy operacja mająca na celu likwidację niemieckiego przedmościa w widłach Wisły i Narwi była, oprócz walk pod Pułtuskiem, jedynym miejscem na froncie, gdzie prowadzono aktywne działania zaczepne. Kolejnym ważnym elementem podkreślającym znaczenie starć pod Legionowem jest udział w nich Ludowego Wojska Polskiego, które pomimo wszystkich kontrowersji politycznych było armią polską i walczyło niezwykle ofiarnie.

Zardzewiała śmierć

Długotrwałe walki doprowadziły do zniszczenia nie tylko Legionowa, ale i niemalże wszystkich okolicznych miejscowości. Walczące strony, poprzez budowę wielu linii okopów i ogromnej liczby ziemianek niezbędnych do przeżycia zimy w warunkach polowych, całkowicie zmieniły topografię wszystkich okolicznych lasów. Ślady walki nie ograniczały się jednak tylko o okopów. Większość całej linii frontu była zaminowana przez obie walczące strony. Oprócz min ogromne zagrożenie sprawiały także niewybuchy oraz porzucona amunicja i granaty. Co prawda prowadzona do lat 50 akcja rozminowywania kraju przyniosła wymierne skutki, to jednak okoliczne lasy nadal pozostają pełne niebezpiecznych przedmiotów. Przynajmniej w tej ostatniej kwestii skutki wydarzeń z 1944 i 1945 r. będą odczuwalne jeszcze przez najbliższe dziesięciolecia.

Adam Kaczyński

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *