JARMARCZNIE, ALE NIE TANDETNIE. Nowa książka Antoniego Kawczyńskiego

2025-05-09 2:19:04

Książka opublikowana nakładem Wydawnictwa TiO. Do nabycia w księgarni Jarosława Gąski – Legionowo ul. Batorego 17

Zabrakło mi papieru. Pomyślałem o arkuszach zapisanych do połowy, z czystą stroną odwrotną. „Zanim nożyczki pójdą w ruch – to kolejna myśl – warto rzucić okiem na każdą z miniatur.” Ręka świerzbiła, by tu i ówdzie coś poprawić. Wciągnęła mnie ta korekta. Rozpoczęło się poprawianie totalne, dające się porównać z praniem brudnej bielizny.

Komputer i pralka automatyczna. Zestawienie tych dwu wynalazków nieuchronnie się narzuca. Zawarta w komputerze elektroniczna maszyna do pisania ułatwia pranie-poprawianie wprost niesamowicie. To już nie epoka balii, tary i wyżymaczki. To nie epoka mechanicznej maszyny do pisania. Zarówno posługiwanie się nowoczesną pralką, jak i komputerem nie jest fatygujące, to przyjemne spędzanie czasu. Przypomina mi się telewizyjna reklama oferująca pralki i zachwalająca ich jakość. Widzimy na ekranie moment, gdy praca automatu jest zakończona i właściciel wydobywa z bębna zawartość. Koszule zostały wyprane tak skutecznie, że niczym się nie różnią od tych na ladzie sklepowej – produktów dziewiczych, nie używanych. Toteż w rękach szczęśliwego właściciela, co właśnie opróżnia bęben, ukazuje się pół tuzina koszul pięknie opakowanych w celofan. Jestem takim samym użytkownikiem fenomenalnej pralki – komputerowej. Wykładam tutaj, sztuka po sztuce, swoje pakiety.

Wypożyczyłem tom Moliera, by delektować się sceną, w której pyszczek rozpuszcza kucharka Marcysia. Jej zabawna tyrada, potok gwary, przed którą zatykały uszy „uczone białogłowy” – oto co mnie początkowo interesowało. Ale niewykluczone, iż efektem lektury będzie nie tylko śmiech. Kto wie, może Molier, ten niezrównany wychowawca ludzkości, wyleczy mnie z grafomanii, żądzy popisu, i sprawi, że zniknie moja frustracja będąca udziałem autorów „zapoznanych”. Taką uzdrawiającą tabletką mógłby być cytat: „Nie wiem, czy jest w mych oczach rzecz równie obrzydła jak autor, co gdzie może wciąż żebrze kadzidła.”

Dzięki Molierowi mogę zwrócić się do tkwiącego we mnie literata ze słowami pokrzepienia: „To, że niepotrzebnie utopiłeś w literackim przedsięwzięciu mnóstwo czasu i na marne poszedł twój zapał, niech cię nie przygnębia, bo nie jesteś wyjątkiem.” Teraz oddajmy głos komediopisarzowi wtykającemu szpilę w tyłek obrzydłego autora, takiego, „co nad pierwszym lepszym używszy przemocy zamęcza go płodami swych bezsennych nocy”. Nie jestem wyjątkowy, są oprócz mnie inni, już w XVII wieku roiło się od takich jak ja jegomościów. Ich dziełka i moje własne, wszystko, co zostało spłodzone w noce bezsenne, nie okazało się bezcenne. Nie ja jeden ślęczałem po nocach, nie ja jeden żebrałem kadzidła, nie ja jeden byłem nieznużony w podtykaniu ludziom nużących utworów – i to jest pocieszające, podobnie jak myśl, że nie tylko ja, lecz wszyscy musimy umrzeć.

Odzysk papieru szedł w parze z lekturą. Wydruki komputerowe świeciły nieskalanymi płaszczyznami – można je było odciąć i wykorzystać do przyszłej bazgraniny. Czytanie z kolei w nieunikniony sposób łączyło się z poprawianiem.

Kaden-Bandrowski, przesłuchiwany przez gestapo i zapytany o aktualne zajęcia, odrzekł, iż są one identyczne z zajęciami starego Goethego. Gestapowiec chciał z kolei wiedzieć, co wypełniało ostatnie lata Johanna Wolfganga. „Poprawiał swoje utwory”, padła odpowiedź.

Ja również, będąc w wieku kończącego żywot Goethego, poprawiam swe nowelki. Zajmuję się ich praniem-poprawianiem. Ręka zagłębiona w czeluść bębna automatycznej pralki wydobywa świeżo wypraną koszulę. Powiedzieć „wyprana” to mało. Jest wyprasowana, złożona i elegancko zapakowana w przeźroczysty celofan.

A.K.

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *