Spojrzenie na Legionowo

2015-03-25 10:58:59

Okoliczności rodzinno-życiowo-zdrowotne spowodowały, że po 25 latach wróciłem na pewien czas do tzw. macierzy.

W okresie tego (było nie było) ćwierćwiecza wielokrotnie przyjeżdżałem do Polski (z reguły do Warszawy). Były to jednak kilkudniowe pobyty rodzinne. Zmieniającego się w tempie Pendolino kraju właściwie nie widziałem, a już z całą pewnością nie rozumiałem. Bardzo powierzchownie oglądałem i z podziwem oceniałem zmieniające się drogi, miasta i ich otoczenie. Ale nie mentalności…

Dobrze pamiętam pierwsze przyjazdy do Polski w latach dziewięćdziesiątych, kiedy to z rozświetlonej Bundesrepubliki wjeżdżało się po przekroczeniu granicy w ponurą ciemność martwej ojczyzny… Niemal czuło się trupi niemalże klimat wymarłych jakby miasteczek i wsi. Zwłaszcza nocą. Kontrasty były niewyobrażalne dla urodzonych już w III RP.

Po raz pierwszy w życiu byłem w Legionowie latem 1972 roku. Wysiadłem z zapyziałego pociągu na zapyziałej stacyjce i pomaszerowałem do fabryki namiotów, gdzie jako organizator (i uczestnik) studenckiej wyprawy kajakowej z Polski do Morza Czarnego (Orawą, Wagiem i Dunajem) przez m.in. Budapeszt i Belgrad miałem nadzieję uzyskać prototypy namiotów (pod pretekstem ich testowania). I otrzymałem! Bez problemów.

Podpis ówczesnego wojewody śląskiego (Ziętka) jako honorowego patrona wyprawy studenckiej (w hołdzie Powstańcom Śląskim) otwierał wszystkie drzwi i niejeden portfel decydenta lub ew. sponsora! Pamiętam dobrze Legionowo 1972 – smutne, szarobrudne, zaśmiecone miasteczko, wyludnione niemal mimo popołudniowej pory. Teraz widzę piękne, czyściuteńkie, zadbane w detalach miasto z wypełnionymi przez samochody ulicami, chodniki pełne ludzi, reprezentacyjny ratusz z pięknie opracowanym zapleczem parkowym i już wiem, że tu chciałbym żyć na emeryturze…

Absolutnie przypadkowo w sobotę, spacerując po Legionowie rowerem zauważyłem ogłoszenie o koncercie zespołu muzycznego w restauracji Ratuszowej. Wszedłem. Koncert właśnie się zaczynał. Zespół w obsadzie trzyosobowej. A na sali? Dosłownie kilkanaście osób! Gdybym miał sam układać repertuar “życzeniowy” dla tego zespołu nie potrafiłbym wybrać lepiej niż oni sami! Grali covery: Dire Straits, Electric Light Orchester, Beatlesów, Creedence Clearwater Revival. Ale również własne utwory. I to jak grali!

Wokalistka (mimo, że już nie nastolatka – rewelacyjna w stylu zawodzeń Kory Jackowskiej. Gitara prowadzona – swobodnie, na luzie, przepiękne solówki (z pewnością nie gorzej niż sam Mark Knopfler)!

Nie jestem jurorem muzycznym, ale zatwardziałym melomanem z pewnością i jako taki czuje się w prawie do oceny grupy: Są znakomici! Jedyne co kłuło w oczy to brak publiczności. Dlaczego w tak sympatycznym miasteczku ludzie oglądają z otępieniem telewizję, a nie chcą przeżyć uniesień wspaniałej sztuki przez duże S.?

Podobne koncerty za naszą zachodnia granicą odbywają się w nabitych salach (jak puszka sardynek) – zwłaszcza w soboty! Zróbmy coś!

Kto przychodzi do ratusza, aby obejrzeć znakomite wystawy obrazów malarek legionowskich? Niemal nikt! Dlaczego? Wszystkie obrazy są godne uwagi, ale kilka z nich to rewelacyjne dzieła sztuki!

Jerzy Nasiłowski

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *