DZIWIĘ SIĘ. Wyprzedażowe szaleństwo

2016-12-05 10:22:48

Moda na „czarny piątek”, czyli dzień, w którym są największe obniżki cen na wyprzedażach przyszła z Ameryki. Nie wszystko jednak co zza oceanu wydaje się być godne polecenia. W telewizji widziałem właśnie migawkę z otwarcia wyprzedaży w tym kraju. – Młody człowiek leżał na opakowaniu z wielkim płaskim telewizorem, kurczowo trzymając się jego krawędzi. Drugi ciągnął go za nogi, trzeci bił, a jeszcze inny usiłował wyrwać pudło z rąk tego pierwszego. Przed innym sklepem trwała regularna bójka na pięści między grupą ludzi, kobiet i mężczyzn. Nie chodziło w niej jednak o żaden pas mistrzowski, ale o zwykłe ubrania i fatałaszki.

U nas z roku na rok „czarny piątek” też staje się on coraz bardziej popularny. Starają się o to i coraz lepiej przygotowują na tę okazję sieci handlowe, centra i galerie. W końcu każdy pretekst jest dobry, żeby ściągnąć na zakupy tłumy. Wiele osób, czasem słusznie, widzi w nim szansę na tańsze zakupy wymarzonych towarów. Niech jednak nikt nie myśli, że to przedsięwzięcie, w końcu biznesowe, przynosi straty handlowcom. Powstała już cała literatura opisująca triki stosowane przez właścicieli sklepów, aby sprzedać konkretny towar, konkretnej grupie klientów i po opłacalnej dla nich cenie.

Znam osobiście jeden sieciowy sklep, którego nazwy oczywiście nie wymienię, w którym zawsze, już z założenia, obowiązują obniżki cen sięgające nawet 50 proc. Jednak cena wyjściowa np. takich spodni, czy koszul jest przynajmniej o połowę wyższa od cen podobnych towarów w konkurencyjnych sklepach. Natomiast przed ogłoszeniem wyprzedaży ceny wyjściowe są jeszcze podnoszone, tak aby po uwzględnieniu nawet 70 proc. zniżki, cena sprzedaży nie odbiegała od wyjściowych cen konkurencji.

Od dawna obserwuję także reklamy jednego ze sklepów z dywanami. Kusi on potencjalnych klientów, co najmniej od kilkunastu lat, tym samym ogłoszeniem – „w związku z likwidacją sklepu, totalna wyprzedaż dywanów, obniżki od 50 do 75 proc. Ceny jednak, nawet po „totalnej obniżce” nadal są diabelnie wysokie.

Większość ludzi udaje się na wyprzedaże z myślą, aby kupić wymarzoną rzecz, a jednocześnie zaoszczędzić. Często jednak poddając się szałowi zakupów, kupuje i wydaje dużo więcej niż zamierzali. A jest ryzyko, że można też zarobić po głowie. Okazuje się więc, że czasami najwięcej można zaoszczędzić, nie tylko zdrowia ale i pieniędzy, po prostu nie wychodząc z domu.

MACIEJ LERMAN

mlerman@tio.com.pl

Komentarze

1 komentarz

  1. wojtek kręcisz odpowiedz

    Z tym argumentem o zdrowiu to bym był bardziej ostrożny jako że podobno statystycznie najwięcej wypadków zdarza się właśnie w domu. 🙂

    A tak poważnie, to zaczynając czytać felieton spodziewałem się ze strony szpana redaktora nieco głębszej refleksji, np. rozważań nad słusznością głośnej opinii prze-zacnego redaktora Lisa o naszym społeczeństwie, albo choćby nawiązania do tezy “człowiek człowiekowi wilkiem” zawartej w popularnej onegdaj książeczce napisanej przez pewnego pana z charakterystycznym, podlug niektórych śmiesznym, wąsikiem (w celu ułatwienia ustalenia tożsamości podaję pierwszą literę jego nazwiska – mianowicie to litera “H”). Słowem: można się było bardziej postarać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *