KOLARSTWO. W kategorii SOLO nogi bardziej bolą… Ultramaratończyk z Chotomowa

2020-07-16 8:49:40

Paweł Bieniewski, 49-letni mieszkaniec Chotomowa ma ciekawą pasję. Są nią ultramaratony kolarskie, czyli „połykanie” non-stop na rowerze ekstremalnych dystansów


Sylwetkę Pana Pawła przedstawialiśmy na naszych łamach przed niespełna dwoma laty („MTiO” nr 37/2018), kiedy ten z wykształcenia żywieniowiec, pracujący jako informatyk i administrator stron internetowych, przejechał non-stop na rowerze od Bałtyku po Bieszczady, pokonując dystans, bagatelka – 1030 km w czasie . 39 godzin i 35 minut. W ubiegłym roku pisaliśmy o P. Bieniewskim po raz drugi, kiedy zdobył drugie miejsce w Pucharze Polski w ultramaratonach kolarskich roku 2019. Tym razem przedstawiamy relację Pawła Bieniewskiego (z redakcyjnymi skrótami) z jego kolejnego kolarskiego wyczynu. Pokonania ultramaratonu pod nazwą Pierścień Tysiąca Jezior 2020 ( 4-5 lipca 2020, 610 km non-stop).

3 lipca 2020 roku

Pobudka 7:00. Toaleta, kawa, śniadanie i pakowanie wszystkiego do auta. O godzinie 10:00 wyruszam z Chotomowa do miejscowości Pityny (ok 250 km), gdzie mam zarezerwowany pokój w gospodarstwie agroturystycznym – Siedlisko Podgórze (4 km od bazy maratonu).
O godzinie 13:30 docieram na miejsce. Wita mnie Radek Rogóż, z którym dzielę pokój i sympatyczna właścicielka agroturystyki Edyta. Za nim się rozpakuję postanawiam pojechać do bazy ultramaratonu (Świękitki) i odebrać pakiet startowy. W bazie witam się i rozmawiam z komandorem ultramaratonu Robertem Janikiem. Spotykam Dorotę Orłowską i Jacka Witeskę, którzy reprezentują barwy klubu Heron Wieliszew. O godzinie 15:30 schodzimy z Radkiem na obiad. Pyszny, gorący żurek z jajkiem (podwójna porcja) i pierogi z mięsem (podwójna porcja). Na deser brioszki i kompot. Pychota. Wyśmienita kuchnia. Dla tych posiłków warto tu przyjeżdżać częściej.
Po kolacji telefon do domu i czas zacząć przygotowania do ultra maratonu. Wybieram ubrania na start (10:40 z bazy w Świękitkach) Ma być ciepło, (…) Prysznic i pora kłaść się spać (ok 23:00).

4 lipca 2020 roku

O godzinie 5:30 wstaję. Kawa z mlekiem i biorę się za pakowanie przepaku, który będzie dostępny na 270 kilometrze trasy, na PK w miejscowości Wiżajny. Noc według prognoz ma nie być ciepła ale nad ranem możliwy jest słaby opad deszczu. Wrzucam do worka: czapkę, buff, potówkę na długi rękaw (w torebce strunowej), rękawki, nogawki (w torebce strunowej), bluzę, „jasne” okulary, power bank, pół litrową coca-colę, dwa żele energetyczne, jeden baton energetyczny i torebkę suszonych daktyli.
Pora na śniadanie. Pyszna jajecznica (podwójna porcja), kanapka z żółtym serem, kawa z mlekiem i kilka kawałków ciasta drożdżowego. Lekko boli mnie głowa. Biorę jeden ibuprom…
Zostałem przydzielony do ostatniej, trzydziestej grupy startowej w składzie: Dareus Młotek, Cezary Wójcik, Edward Radzikowski, Adam Kałużny, Paweł Bieniewski. Jesteśmy wypuszczani co minutę. Wyruszam o godzinie 10:40. Mamy pół godziny na przejechanie do Miłakowa, gdzie odbędzie się start ostry i rozpocznie się pomiar czasu. Pogoda dopisuje, jest dość ciepło ale nie upalnie, wiatr południowo-zachodni, na razie nieduży. Start ostry współorganizuje Miłakowski Dom Kultury. Oprawę tworzą Warmińskie Wiedźmuchy. Jest naprawdę wesoło. Krótki wywiad z każdym z uczestników i o godzinie 11:10 ruszamy całą naszą grupą startową na trasę IX edycji ultramaratonu Pierścień Tysiąca Jezior.
Chwilkę jedziemy razem i zaczynamy się rozdzielać. Kategoria solo to samotne zmagania z dystansem i swoimi słabościami. To mój debiut w tej kategorii. Zostaję ostatni, co było do przewidzenia. To była bardzo mocna grupa startowa. Postanowiłem zacząć bardzo spokojnie aby równo rozłożyć siły na cały dystans. Na 25 kilometrze trasy mijam pierwszą zawodniczkę, a na 35 kilometrze trasy pierwszego zawodnika…
O godzinie 13:15 dojeżdżam do PK-1 w Lidzbarku Warmińskim na 75 kilometrze trasy. Bardzo krótki postój. Oddaję kartę zawodnika do podstemplowania, tankuje bidony izotonikiem, zabieram batona do kieszonki i ruszam dalej. Jedzie się bardzo dobrze. O godzinie 14:10 mijam Bisztynek.. Z kilometra na kilometr moja prędkość wzrasta. Średnia zaczyna przekraczać 33.7 km/h. Na 148 kilometrze trasy mijam dobrego znajomego Andrzeja Piotrowskiego. Na wjeździe do PK-2 mijamy się z Jackiem Witeską, który właśnie opuszczał ten punkt. Na punkcie jest bardzo dużo zawodników i powstała kolejka do izotoników ale tankowanie bidonów poszło całkiem sprawnie.. Jest ciepło. Tempo dobre, średnia 33.2 km/h. Przed Węgorzewem, na 166 kilometrze trasy mijam Krzysztofa Lipczyńskiego a na 171 kilometrze doganiam i wyprzedzam grupę, w której jedzie Sylwester Szustak. Po kolejnych 15 km grupa mnie dogania i na chwilę wyprzedza ale na 196 kilometrze zostawiam ostatecznie ten peletonik za sobą. Na 202 kilometrze trasy mijam Jacka Witeskę, który na poboczu podłączał do nawigacji power banka. O godzinie 17:22 docieram do miejscowości Boćwinka (kilometrowy odcinek starego bruku, udaje się ominąć chodnikiem). Na 205 kilometrze trasy mijam Marcin Gołasia z grupką, którzy zatrzymali się pod sklepem. Ktoś z nich mnie rozpoznał i krzyknął: „Cześć Paweł”. Odpowiedziałem: „Cześć” i pocisnąłem dalej.
O godzinie 17:58 dojeżdżam do PK-3 w miejscowości Gołdap na 222 kilometrze trasy. Perfekcyjnie zorganizowany punkt. Spotykam Dorotę Orłowską, chwilę rozmawiamy. Zjadam trzy kawałki arbuza, kawałek banana, wypijam dwa kubki coli. Dojeżdżają na punkt: Dareus Młotek i za chwilę Sylwester Szustak ze swoją grupką. Krótka rozmowa i zbieram się dalej.
O godzinie 19:38 dojeżdżam do dużego PK-4 w Ranczu Kalinka nad jeziorem Wiżajny na 270 kilometrze trasy. Dojazd do punktu po szutrze. To jest tak zwany „Duży Punkt Kontrolny”, gdzie organizator dostarczył tutaj nasze przepaki. Szybko odnajduję swój worek z numerem 001.
Nadal ciepło, słaby boczny wiatr nie przeszkadza. Jadę swoje. Średnia prędkość jazdy zaczyna spadać ale nadal jest dobra 32,7 km/h. Na 285 kilometrze trasy mijam Pawła Licznerskiego. Ściemnia się, włączam światła. Połowa trasy za mną. Na 318 kilometrze trasy siku-stop. Wyprzedza mnie Paweł Licznerski. Próbuję gonić ale złapał mnie skurcz po wewnętrznej stronie uda prawej nogi, więc mocno zwalniam. Rozmasowałem mięsień i skurcz odpuścił.
O godzinie 21:47 dojeżdżamy do PK-5 w Sejnach na 325 kilometrze trasy. Oddaję kartę zawodnika do podstemplowania i wypijam dwa kubki coli.. Zabieram jabłko, zjem w czasie jazdy. Ruszam dalej. Przy wyjeździe mijam się z Dareusem. Robi się ciemno, włączam podświetlenie w Wahoo. Utrzymuję dobre tempo. Średnia prędkość jazdy jednak spada do 31.7 km/h. Na 348 kilometrze trasy zaczyna się bardzo słabej jakości nawierzchnia, trzeba bardzo uważać aby na jakiejś dziurze nie rozwalić opony. Prędkość spada. Bezwietrznie i ciepło. Przez wiele kilometrów jadę sam, nie widzę światełek ani przed sobą, ani za sobą.
O godzinie 23:52 dojeżdżam do PK-6 w Dowspudzie na 385 kilometrze trasy.

5 lipca 2020 roku

Na 395 kilometrze trasy podczas zmiany biegu tylnej przerzutki pęka linka i automatycznie łańcuch spada na najmniejszą zębatkę. Teraz mam do dyspozycji dwa przełożenia: 53/11 i 36/11. Zdecydowanie za twardo na pofałdowany teren. Muszę jechać bardzo siłowo, wszystkie podjazdy na stojąco, obawiam się, że przyjdą skurcze. Postanawiam dojechać do PK w Ełku i tam spróbować coś zaradzić. Ta awaria to mój wielki błąd. Przed maratonem kupiłem i wymieniłem na nowe: opony, dętki, kasetę i łańcuch. Kupiłem też linki ale stwierdziłem bez sprawdzania, że na PTJ wystarczą. Jeszcze na kwaterze przed startem zastanawiałem się nad wymianą ale zrezygnowałem. Szkoda.
Średnia prędkość jazdy z przejechanego do tej pory dystansu to 31,4km/h. Stawiam sobie nowy cel złamanie 22 godzin. Była szansa na złamanie 21 godzin ale w tych okolicznościach można o tym zapomnieć. Do tej pory na postojach straciłem niecałe 44 minuty, z czego 15 minut na DPK w Wiżajnach.
O godzinie 1:32 dojeżdżamy do PK-7 w Ełku na 430 kilometrze trasy. Idę ustawiać przerzutkę. Pomaga mi Paweł Kosiorek, który jest w obsłudze PK. Na punkt docierają zawodnicy, których niedawno wyprzedzałem, między innymi Marek Piecek, który oferował pomoc. Dziękuję mu, nie korzystam z jego linki bo pewnie szosowa, a jeśli nawet nie, to i tak nie mam jak jej przeciągnąć w ramie. Dociera też na punkt kontrolny Dareus. Na ustawianie przerzutki tracę 10 minut.
Jadę dalej i postanawiam walczyć o złamanie 22 godzin. Ręce i strój ubrudzone smarem. Na 438 kilometrze trasy spada mi z przodu łańcuch, szybko naprawiam, wykorzystuję przerwę na siku i ruszam dalej. Nie poddaję się. Na nowych przełożeniach jest łatwiej kręcić ale prędkości spadły. Średnia prędkość jazdy spadła do 30,7 km/h. Trzeba walczyć. Wszystkie podjazdy na stojąco, siłowo w korbach a na zjazdach maksymalna kadencja. Obawiam się czy nogi wytrzymają taką jazdę, czy nie dopadną mnie skurcze. Na szczęście daję radę a skurcze mnie omijają. Zaczyna świtać. Noc jest o tej porze roku bardzo krótka. Jadę na ile siły pozwalają, zostawiając sobie trochę energii na podjazdy w końcówce.
O godzinie 3:55 dojeżdżamy do PK-8 w Giżycku na 484 kilometrze trasy. Jest ciepło. Podjadam suszone daktyle i próbuję utrzymywać dobre tempo. Mimo trudności, czuję się dobrze. Średnia prędkość jazdy jednak spada do 30,5 km/h. Jeszcze ciut ponad 100 kilometrów do mety. Mimo, że nie piłem kawy, nie męczy mnie senność. Nie spałem zbyt długo przed startem ale emocje związane z awarią linki i orzeźwiający deszczyk spowodowały, że nie chce mi się spać. Kilka minut po godzinie 5:00 mijam Kętrzyn. Zaczyna wiać niekorzystnie, na razie jeszcze słabo ale już to czuć. Przestaje padać. Na 524 kilometrze trasy zdejmuje kurtkę przeciwdeszczową. Zaczyna się teren mocniej pofałdowany i pogarsza się jakość asfaltu.
O godzinie 6.38 dojeżdżamy do PK-9 w Jezioranach – Kikitach na 556 kilometrze trasy. Uzupełniam jeden bidon izotonikiem. Postanawiam zostawić na tym punkcie ubrania na noc, które wiozłem pod koszulką od Wiżajn. O godzinie 7:00 mijam Jeziorany. Obawiam się zbliżającego się podjazdu przed Radostowem. Przełożenie 36/14 wydaje się być trochę za twardym. Nic nie mogę zrobić, jak nie dam rady, to wprowadzę rower. Obawy były jednak niepotrzebne. Wjechałem ten podjazd w korbach, bez zająknięcia. Jeszcze nogi podają. Do mety już niedaleko. Średnia prędkość jazdy 30,1 km/h. Jest jeszcze parę podjazdów a asfalty nie rozpieszczają ale mam pewien zapas. O godzinie 7:58 mijam Dobre Miasto. Do mety zostało ok 25 kilometrów i ponad godzinę aby zrealizować cel. Zjadam wszystkie suszone daktyle, popijam izotonikiem i spokojnie kręcę w stronę mety. Od Lubomina wiatr mocno przeszkadza. Jest już naprawdę blisko.
O godzinie 8:51 po przejechaniu 615 kilometrów dojeżdżam do mety. Jestem bardzo szczęśliwy! Mimo trudności udało się osiągnąć bardzo dobry czas przejazdu. Myślę, że na dłużej zagoszczę w kategorii SOLO, podoba mi się jazda w swoim tempie. Wyciągam naukę z awarii linki. Raz w roku wymiana a przed długimi zmaganiami sprawdzanie! Nie ma, że się nie chce, że na pewno wytrzyma.
Po chwili Robert Janik wręcza mi medal i certyfikat ukończenia Ultramaratonu Pierścień Tysiąca Jezior 2020. Oficjalny czas brutto: 21 godzin 41 minut. Czas netto: 20 godzin 34 minut. Średnia prędkość jazdy 29,9 km/h. Według nieoficjalnych wyników: 8 miejsce w kategorii SOLO. 13 miejsce w kategorii WSZYSCY.
Dziękuję wszystkim zawodnikom za wspólne zmagania z dystansem. Dziękuję rodzinie za wyrozumiałość i wsparcie!!! Dziękuję organizatorom za pracę włożoną w organizację ultra maratonu i super atmosferę!

Paweł Bieniewski

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *