Krótko i na temat. Dlaczego niektóre miejscowe gazety muszą kłamać?

2016-08-26 5:54:48

Odpowiedź na tak postawione pytanie jest dość prosta. Propagandowe pisma wydawane przez same urzędy, albo należące do gminy spółki, nie służą do tego, aby pisać prawdę i przekazywać rzetelne informacje. Powstały i są utrzymywane wyłącznie po to, aby wspierać rządzących i umożliwiać im utrzymanie się przy władzy. 

PAWEŁ SZYLING
toiowo@toiowo.eu

Ich zadaniem nie jest opisywanie rzeczywistości, wyjaśnianie zawiłych spraw, ale raczej tuszowanie lokalnych afer i przekonywanie, że nie ma sensu się nimi zajmować. Wystarczy wskazać, że naszym zdaniem, taka miejscowa gazeta działa w ogóle niezgodnie z prawem i jest finansowana w niejasny sposób. Jej wydawcą jest bowiem należąca do miasta spółka, która powstał w celu zarządzania gminnymi nieruchomościami. Tymczasem zajmuje się inną, niedozwoloną dla niej, działalnością prasowo-propogandową.

Wystarczy wspomnieć, że miejska spółka stała się właścicielem tego tytułu prasowego zaraz potem, gdy jego były właściciel „zasłużony dla władz miasta i spółdzielni mieszkaniowej”, został mianowany bez konkursu i w niejasnych okolicznościach dyrektorem miejskiej biblioteki. Podobno wówczas „odstąpił” gazetę, z wdzięczności za symboliczną złotówkę. Co może budzić kolejne wątpliwości gazeta ta, mimo że finansowana jest przez miasto, zamieszcza także płatne reklamy i zajmuje się niedozwoloną agitacją polityczną.

Ktoś powie, że nie ma czym się przejmować, bo nie są to prawdziwe gazety i nie uprawia się tam prawdziwego dziennikarstwa. To prawda, dla służb propagandowych od faktów ważniejsze jest lukrowanie rzeczywistości i uprawianie propagandy sukcesu. Stąd nie uświadczymy tam, podobnie jak w Trybunie Ludu (w dobie PRL-u organie prasowym Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej), doniesień o potknięciach władzy czy krytyki poczynań rządzących, nie mówiąc już o aferach z ich udziałem. Prędzej możemy się tam spodziewać działania według „starych sprawdzonych metod” polegającego na mało eleganckich i prymitywnych atakach na oponentów.

Można być pewnym, że choćby szefowie urzędów, czyli mocodawcy tego typu pisemek, po długim procesie sądowym, byli właśnie w drodze do tzw. miejsca odosobnienia, nie przeczytalibyśmy o tym w wydawanym przez urząd, za publiczne pieniądze, pisemku. Nie zobaczylibyśmy tam także zdjęć ani relacji z takiej wycieczki. Za to pewnie dalej czytalibyśmy jak to ostatnio lokalny wódz otwierał fontannę, przecinał jakąś wstęgę albo rozdawał dzieciom cukrową watę. PS

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *