Krzysztof Kamil Baczyński (1921-1944). Romantyczny bohater powstania
2024-08-04 4:16:12
0d kilku dni obchodzimy 80. rocznicę tragicznego zrywu, jakim niewątpliwie było powstanie warszawskie. Zostawiając historykom oceny tamtych wydarzeń, nikt nie ma wątpliwości, że w tej hekatombie zginęło zbyt wielu. W tym niezliczona liczba młodych naprawdę wartościowych Polaków. Takich jak 23-letni poeta K.K. Baczyński, który poległ z bronią w ręku już 4. dnia powstania, 4 sierpnia 1944 r.
Miłość i śmierć. Piękno życia i nieuchronność śmierci. Ulotne chwile szczęścia w czasie apokalipsy. Tęsknota za rajem utraconym w samym sercu wojny widzianej z perspektywy mieszkańca okupacyjnej stolicy. Tak chyba najprościej można streścić to, co dla poezji K. K. Baczyńskiego najbardziej charakterystyczne. Nie był on jedynym poetą, który zginął w powstaniu warszawskim, ale niewątpliwie najwybitniejszym. Wśród poezji okresu wojny to jego dorobek wybija się na pierwszy plan.
Prawdziwy talent
Od ośmiu dekad Baczyński pozostaje najbardziej rozpoznawalną wśród młodzieży postacią związaną z powstaniem. Oczywiście przez lekcje języka polskiego. Są jednak lektury, których uczniowie nie znoszą i takie, które czytają tylko ci ambitniejsi. Poezję na szczęście czyta się i omawia na lekcjach. A któż może być dla młodzieży postacią bardziej pociągającą, niż poeta, który zginął w wieku 23 lat? Nie byłoby pewnie tego fenomenu, gdyby nie prawdziwy talent literacki Krzysztofa Kamila. Tragizmu tej biografii dopełnia też postać jego żony, Barbary. Pobrali się w czasie wojny i oboje zginęli w powstaniu. On 4 sierpnia, ona 1 września. On unieśmiertelnił przez poezję i siebie, i żonę, której duch obecny jest w przepięknych miłosnych strofach niejednego wiersza.
Niczym Federico Garcia Lorca
Baczyński jako poeta jest też wzorem syna, który nie wstydzi się okazywać uczuć matce. Także i ona obecna jest w twórczości przedwcześnie zmarłego poety. Umarł młodo, więc często jest porównywany do innych idoli, którzy odeszli za wcześnie. Lidera Nirvany Kurta Cobaina i innych gwiazd popkultury. Takie porównania są jednak niesmaczne. W czasach powojennych, także współcześnie, nie brakowało wybitnych twórców, którzy odeszli za wcześnie, ale zwykle winna była temu nie wojna, nie okupant, a używki czy po prostu choroba. Gdyby szukać podobnych życiorysów, w Polsce bez trudu można wskazać niejednego literata, którego zabrała wojna, ale na świecie chyba najbardziej znanym poetą, który zginął na wojnie, był Federico Garcia Lorca, ofiara hiszpańskiej wojny domowej.
Pokolenie Kolumbów
Wrażliwość młodego poety i wojenne przeżycia sprawiły, że w trakcie jakże krótkiego dorosłego życia Krzysztof zdążył napisać około 500 wierszy! Większość doskonałych i emocjonalnie korespondujących z epoką romantyzmu. Gdyby nie wojna, okrzyknięto by go pewnie Słowackim XX wieku… Po latach jego i innych poetów „epoki” nazwano Pokoleniem Kolumbów, których łączył rok urodzenia ok. 1920 r. i dominujący w twórczości motyw wojny, którą przeżywali jako bardzo młodzi ludzie. W tej grupie wymienia się Józefa Szczepańskiego, Annę Kamieńską, Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, Tadeusza Gajcego, Tadeusza Różewicza i wielu innych. Część z nich zginęła w powstaniu, nieliczni dożyli sędziwego wieku, a niejeden przeszedł po wojnie gehennę w komunistycznych więzieniach, lub musieli emigrować.
Niespełnione marzenia
Krzysztof Kamil miał zdolności plastyczne. ale wybuch wojny uniemożliwił mu podjęcie studiów. Marzył o Akademii Sztuk Pięknych i karierze ilustratora. Wybuch wojny uniemożliwił te plany. Baczyński musiał iść do pracy. Chwytał się różnych prac, byle tylko zarobić i móc przeżyć. Szklił okna, malował szyldy, rozładowywał fury z węglem. Prześladowała go świadomość, że choć jest katolikiem, to w przypadku wykrycia jego żydowskiego pochodzenia, trafi do getta. Pod koniec 1941 r. poznał rok młodszą Basię Drapczyńską. Pół roku później wzięli ślub w kościele św. Trójcy na Solcu. Na tajnych kompletach w roku akademickim 1942/43 studiował polonistykę. Wspólnie z żoną marzyli o wyzwoleniu i angażowali się w konspirację. W Szarych Szeregach doszedł do stopnia podharcmistrza, w Armii Krajowej do st. podchorążego.
Poeta – żołnierz
Co wiemy o Baczyńskim jako żołnierzu? Nie był chyba urodzonym wojakiem, ani najbardziej zdolnym. Z zachowanych rozkazów i meldunków wiadomo, że przydzielano mu nieraz łatwiejsze służby – dostarczenie meldunków czy pilnowanie składu amunicji. Nie znaczy to jednak, że nie był odważny. Po prostu fizycznie nie był tytanem. Szczupły, zamyślony, zaczytany w lekturach, miał jednak błysk w oku, niebanalną urodę i podobał się dziewczętom. Rwał się też do walki. 24 kwietnia 1944 r. na ochotnika brał udział w akcji wykolejenia niemieckiego pociągu koło Urli, kilkanaście kilometrów na wschód od Tłuszcza. Akcja udała się, wykolejono pociąg wiozący niemieckich żołnierzy z frontu wschodniego. Przez 26 godzin linia była nieprzejezdna.
Z „Zośki” do „Parasola”
25 maja 1944 awansował na stopień starszego strzelca podchorążego rezerwy piechoty, a mimo to rozkazem dowódcy 2. kompanii batalionu „Zośka” pchor. „Morro”, 1 lipca 1944 zwolniono go z funkcji „z powodu małej przydatności w warunkach polowych” z jednoczesną prośbą o objęcie nieoficjalnego stanowiska szefa prasowego kompanii. Przełożenie wiedzieli bowiem, że Baczyński jest niewątpliwie odważny, ale nie urodził się do munduru. On jednak chciał walczyć, chciał się wykazać. Kilka dni później przeniósł się do harcerskiego batalionu „Parasol”, gdzie objął funkcje zastępcy dowódcy plutonu i przyjął pseudonim „Krzyś”.
Czy to była kula, synku?
Wybuch powstania warszawskiego zaskoczył go w okolicach pl. Teatralnego, gdy miał odebrać przydział butów dla swojego plutonu. Nie dał rady przedrzeć się do miejsca koncentracji swojej jednostki na Woli, więc przyłączył się do grupy spontanicznych ochotników, nad którymi komendę objął ppor. Lesław Kossowski „Leszek”, dowódca reduty Ratusz-Pałac Blanka. Odział bronił Pałacu Blanka przez kilka dni. Poeta, który gorąco kochał życie, swoją żonę i matkę, ulegał katastroficznym wizjom, które są wszechobecne w jego twórczości. Przeczuwał swoją śmierć. Bał się jej, ale na nią czekał. Nie miał złudzeń. 4 sierpnia wypatrzył go niemiecki snajper. Nie chybił. A może było dokładnie tak, jak jak w „Elegii [o chłopcu polskim]” – „Zanim padłeś, jeszcze ziemię przeżegnałeś ręką. / Czy to była kula, synku, czy to serce pękło?”
Robert Szydlik
Autor jest dziennikarzem, heraldykiem i samorządowcem. W swoim dorobku ma herby, flagi, sztandary i pieczęcie dla kilkudziesięciu jednostek samorządowych w Polsce. Projektował też medale (m.in. Krzyż Zachodni, medal Pro Bono Poloniae). Blisko związany z naszym tygodnikiem od 1996 r.