LEGIONOWO. Armenia bliska i daleka
2016-09-01 2:47:40
Zapowiedziany na niedzielę 21 VIII występ 12–osobowego chóru żeńskiego z Armenii miał być ewenementem. I był nim istotnie, pozostawił jednak uczucie niedosytu.
Armenia jest nam bliska jako kraj chrześcijański. Koncert wokalny, o którym mowa, mógłby przyczynić się do jeszcze większego zbliżenia, gdyby nie bariera językowa, a raczej to, że dla jej zniesienia nic nie uczyniono.
Program zaprezentowany przez młode niewiasty w oryginalnych strojach narodowych zawierał pieśni religijne i ludowe. Najstarszy utwór pochodzi z wieku V, najnowszy z XX. Głosy śpiewaczek odznaczają się miłą dla ucha barwą, brzmienie czyste, wzniosłe, szlachetne, poważne, a nawet smętne. Z pieśni na pieśń stawała się ta muzyka coraz kunsztowniejsza. Początkowe unisono przeszło stopniowo w śpiew urozmaicony fragmentami polifonicznymi. A także solówkami. Słowa śpiewane przez część zespołu rozsnuwały się na tle wokalizy intonowanej przez pozostałe chórzystki. Ten chór a cappella imitował niekiedy instrumentalny akompaniament. Słowem, pod względem muzycznym było to bardzo interesujące, ale o czym śpiewano – Bóg raczy wiedzieć.
Prelekcja poprzedzająca koncert zawierała wiadomości o jakże tragicznej historii narodu ormiańskiego i o jego kulturze muzycznej. Było to ciekawe i wzruszające, ale w najmniejszym stopniu nie ułatwiło publiczności pełnego odbioru prezentowanej sztuki.
Muzyka wokalna to ścisłe zespolenie dźwięku i słowa. Talent kompozytorski umożliwia wrażliwemu na poezję muzykowi usłyszenie utajonej w wierszu melodii. Od czasu powstania pieśni Znasz–li ten kraj nie sposób już czytać Mickiewicza ot tak, po prostu. Czytając zaczynamy mimo woli nucić. I zarazem uświadamiamy sobie, jak ubogi jest odbiór wiersza przez kogoś, kto cudownej melodii Moniuszkowskiej nie zna. Jest to oglądanie rysunku pozbawionego kolorów. I odwrotnie: współczujemy takiemu melomanowi, który słuchałby fortepianowej transkrypcji pieśni i nie mógł sobie pod dźwięki podłożyć słów. Byłoby to z kolei wchłanianie zapachu bez widoku róży. I w takiej właśnie sytuacji znajdowali się słuchacze podczas występu ormiańskiego chóru. Nieznajomość słów sprawiła, że były to dla nich zapachy bez kwiatów.
Czy nie lepiej byłoby darować sobie całą tę ogólnikową muzykologię, a w zamian wszystkie antrakty w śpiewie wypełnić podaniem nam do wiadomości, o czym za chwilę chór melodyjnie opowie? Niechby to były przynajmniej krótkie cytaty. Czy dokonanie takiej pracy przekładowej – z ormiańskiego na polski
– przedstawiałoby trudność nie do przezwyciężenia?
Antoni Kawczyński
Fot. MOK Legionowo