LEGIONOWO. Wieczny niedosyt
2017-06-03 3:13:21
Ewenement: śpiewy Kościoła prawosławnego w wykonaniu chórzystów z Moskwy wypełniły wnętrze naszej świątyni we wtorkowy wieczór 23 maja.
Wieczny problem z muzyką wokalną: nie chwytamy słów. Jeszcze pół biedy, jeśli teksty śpiewane są w naszym rodzimym języku. Rozumie się wtedy piąte przez dziesiąte. Natomiast w przypadku, gdy koncertują cudzoziemcy i zasypują nas lawiną obcych wyrazów – zupełna abrakadabra.
Jednakże rozumienie tego, o czym się śpiewa, jest nieodzowne, a to z tej prostej przyczyny, że pomiędzy muzyką a poezją istnieje sprzężenie zwrotne. Dzięki zabiegom kompozytorskim tekst nabiera barwy i wyrazistości, a z kolei słowa nadają dźwiękom muzyczny sens.
Kiedy zapowiedziano pieśń pt. Otcze nasz, pomyślałem w naiwności ducha, że teraz mój odbiór będzie kompletny. Przecież Otcze nasz to Modlitwa Pańska, garść uświęconych formuł, które tkwią w nas od dziecka. Niestety, tym razem także byłem jak tabaka w rogu, mimo że starałem się po cichu dopasowywać polskie zdania do śpiewanych fraz.
Muzyka cerkiewna robiła niegdyś w Rosji furorę, a to głównie dzięki wspaniałym niskim głosom męskim. W kronikach zanotowano: „głębokie aksamitne basy”. Udając się na koncert i pamiętając o powyższej charakterystyce byłem bardzo zaciekawiony. I co się okazało? Owszem, słyszało się głębokie basy, ale ta dźwiękowa tkanina o intensywnej czerni była raczej szorstka, z aksamitem nie dająca się porównać. Szorstkość przechodziła w ostrość, kiedy cały trzydziestoosobowy chór natężał gardła maksymalnie. Owo fortissimo wprost świdrowało w uszach.
Szczelnie wypełniająca kościół publiczność urządziła śpiewakom owację olbrzymią. Moje oklaski były raczej grzecznościowe, ale i ja odniosłem pewną korzyść: odżyła we mnie chęć odtworzenia sobie jednego nagrania płytowego. Mam je w swej kolekcji od czasu, gdy w Legionowie wystąpił ze swym chórem ksiądz Jerzy Szurbak. Znakomity chórmistrz podarował mi wówczas swój krążek. Nastawiałem go sobie niekiedy, by w błogim nastroju kontemplować zarówno muzykę Otcze nasz, jak i wcale nie najgorzej rozpoznawalne rosyjskie słowa. Prawie każda fraza kończy się cudownym chromatycznym podwyższeniem, jakby wzniesieniem oczu ku niebu. Moja bytność na omawianym koncercie zakończyła się jeszcze jednym takim domowym przesłuchaniem.
Antoni Kawczyński
Fot. MOK Legionowo