LEGIONOWSKI RATUSZ. Szukać Boga na rozłogach…
2017-01-26 2:13:36
… to słowa poety Stanisława Młodożeńca, współautora jednej z kolęd wykonanych (22 I) przez chór kameralny pod dyrekcją Doroty Bonisławskiej.
Kolędy – pieśni znane każdemu od dziecka, traktowane jako modlitwa, ale nie jako utwory muzyczne w ścisłym tych słów znaczeniu. Bywanie w kościele daje niewielkie pojęcie o ich wartości artystycznej. Delektowanie się muzycznym pięknem jest możliwe dopiero podczas takiego właśnie koncertu jak ten, o którym mowa. Czyste, miękkie głosy, subtelnie cieniowane pod względem dynamicznym, są przeciwieństwem nudnego śpiewu unisono od początku do końca. Chórzyści zamiłowani w uprawianiu sztuki wokalnej, wyszkoleni przez profesjonalnego muzyka w osobie Doroty Bonisławskiej, zaprezentowali kolędy uszlachetnione, to znaczy nie w kształcie popularnym, lecz w opracowaniu dokonanym przez chórmistrzów i kompozytorów. Innymi słowy, wysoki poziom wykonania szedł w parze ze świeżością, odejściem od szablonu i pospolitości. Usłyszeliśmy kolędę angielską, austriacką, ukraińską, katalońską, no i oczywiście kolędy polskie, wśród nich jedną szczególną, bo legionowską: Przylecieli do Betlejem anieli. Określenie „legionowska” uzasadnia osoba twórcy, księdza Anatola Sałagi, dawnego legionowskiego proboszcza, autora – dodajmy – wzruszających słów i ubożuchnej melodii, toteż dyrygentka uczuła potrzebę urozmaicenia warstwy muzycznej przez nadanie utworowi polifonicznej formy.
Co się tyczy kolęd obcojęzycznych, przydałoby się polskie tłumaczenie. Słuchacz nie bedący poliglotą chciałby jednak wiedzieć, o czym za chwilę zaśpiewa chór. Mógłby go o tym poinformować pan prowadzący koncert. Niestety, w jego komentarzach zabrakło takich informacji.
Na wołania o bis pani Dorota odpowiedziała z fałszywą skromnością: „Nie spodziewając się, że publiczność zechce nas dłużej słuchać, żadnych bisów nie przygotowaliśmy.” Towarzyszący tym słowom chichot z miejsca zdradził ich żartobliwość.
Na bis zaśpiewano Bracia, patrzcie jeno. Szkoda, że właśnie to, a nie Raduj się, świecie Haendla, tę perełkę, co już od pierwszych taktów ujawnia rękę arcymistrza.
Chór nie ma jeszcze nazwy i nie posiada także pełnej obsady głosów męskich. Został ogłoszony konkurs na takąż nazwę. Melomani proszeni są o ruszenie głową. A także wskazany byłby napływ śpiewaków. W obecnej chwili proporcja jest zakłócona: dwanaście sopranów i altów, a tylko jeden tenor i dwa basy. Z okazji Nowego Roku życzymy pani Dorocie zdrowia, szczęścia i wzmocnienia chóru o głosy męskie. Życzymy jej, a także sobie.
Antoni Kawczyński
Fot. poglądowe, SP7