Nasze Wilkowyje: …COŚ
2025-09-08 10:20:02
– Wszystko dobrze? – spytał Solejuk Japycza, który ze zbolałą miną siedział na ławeczce. Japycz tylko łypnął na niego spod oka i choć wydawało się, że nic nie powie, to jednak powiedział. Oj, powiedział. – A tobie Solejuk zaoczna matura nie wystarcza? Solejuk nie zrozumiał sarkazma i brnął dalej. – A myślałem, żeby sobie jakiegoś em-bi-eja kupić, ale moja stara nie chce wydawać kasy na Kolegium Tumanum.
Dopiero się po chwili zorientował, że Japycz czegoś zły, więc zapytał subtelnie, jak na maturzystę przystało: – A ty Japycz czemu mordę masz dziś krzywą, jak nogi Ziuty z Dopiewa? Trzeba wam wiedzieć, że nogi Ziuty z Dopiewa są w jakimś rejestrze Junesko czy Głinesa i ona jest z nich bardzo dumna, bo z całego świata przyjeżdżają dżokeje i dżokejki, żeby se porównania ze wzorem najdoskonalszym zrobić i nikt nie wytrzymie, choć ta porażka raczej ich cieszy. Ale Ziutę też i to najważniejsze. Ziuta zawsze powtarza: „Nie ważne w czym, ale jak w czymś jesteś najlepszy na świecie, to jesteś ktoś”. Z tego powodu Ziuta mimo urody raczej niewyględnej powodzenie ma szalone, a jej objęcie nogami wpół zalotników, sławne jest w całym powiecie and bijond. Nieważne jaka tusza, Ziuta obejmie.
No ale to była taka tygrysja, czyli męska dygresja dla feministek, żeby rozumiały, że my rozumiemy, że każda kobieta piękna i niepowtarzalna jest. Z Japyczem zaś rzecz się miała tak, że Solejuk mu przykrość zrobił dużym kwantyfikatorem. Te duże kwantyfikatory, to dziwne są, bo mogą być duże jak „wszystko” i zupełnie nieistniejące jak „nic”, a nadal są duże. Albo „każdy” i „nikt”. Każdy to cała kupa, a nikt to nikt. Japycz to tym tłumaczy, że nazwa duży kwantyfikator oznacza, że albo obejmuje wszystko, albo wszystko wyklucza. Z tego wynika, że moja teściowa jest duży kwantyfikator do sześcianu, bo ona zawsze wszystko wyklucza. „Wykluczone” – to jej ulubione słowo, szczególnie do mnie. Ale my się tym z Jolą specjalnie nie przejmujemy, bo oprócz dużych kwantyfikatorów ma złote serce i tylko zwyczaj, żeby wykluczyć co się da, a potem troszku odpuścić. Strategia taka, ale trudno ocenić czy duża, czy mała. Japycz mówi, że strategia jest zawsze duża, a jak mała, to taktyka. Ale to straśnie podejrzane, bo ja mam zdecydowanie mała strategię życiową: Jola, dziecki i piosenki patrio polo, a jeśli ja mam małą, to znaczy, że strategia duża jest nie zawsze. Ot, co!
A w tej konkretnej sprawie to Japyczowi rozchodziło się o to, że w jego wieku nie wypada pytać „wszystko ok?”, bo wiadomo, że nie wszystko. Życie dzieli się bowiem wyraźnie na kilka okresów. Najpierw myślisz, że wszystko okej, tylko desery są za małe, a cukierki za drogie. Potem masz nadzieję, że wszystko będzie ok, ale nie jest, bo prawie każdy zaczyna od nieszczęśliwej miłości. Potem już wiesz, że wszystko nigdy nie jest ok, ale starasz się, żeby większość była. Zwłaszcza dla dzieci, choć dla ich dobra nigdy nie sprostasz oczekiwaniom co do wielkości deseru i dostępności cukierków. Potem większość staje się maciupka maciupeńka, aż wreszcie znika i wtedy zaczynasz mieć nadzieję, że najważniejsze jest ok, bo skoro nie można mieć wszystkiego, to ważne jest, żeby mieć to co najważniejsze. Albo przynajmniej większość. Albo przynajmniej najważniejsze z najważniejszych.
A potem przychodzi wiek japyczowy i pokazuje się, że najważniejsze jest, żeby mieć coś okej. Cokolwiek. Tycie tycieńkie. Byle przy życiu trzymało i nadawało życiu smak. Albo chociaż smaczek. Ale jak ktoś pyta czy wszystko okej, to po prostu pyta bezmyślnie i to jest wielce irytujące.
Japycz jak to Japycz – zapewne ma rację. Ale ta perspektywa nawet świętego potrafi doprowadzić do szewskiej pasji. A z szewską pasją nieważne, czy ona duża, czy mała i czy kwantyfikowana, wiadomo, że niebezpieczna. Więc teraz we czterech siedzimy z krzywymi mordami i narzekamy na życiowe cykle, że przed nimi nie ma ucieczki. I że przychodzi taki moment, że zaczynasz się zastanawiać, że jeszcze cuś, czy już nic. A! Piesa jego krew!
Pietrek