Nasze Wilkowyje: Zew gór

2025-07-21 2:50:53

Bardzo to stresujące! Bardzo! – roztrzęsiony doktor Wezół walił Mamrota prosto z gwinta jakby to był eliksir na kłopoty małżeńskie. Z drugiej strony może i jest, bo odkąd popijamy Mamrota na ławeczce regularnie w czwartki, to kłótni małżeńskich jakby mniej. Choć istnieje teoria, że to zasługa ławeczki, a nie Mamrota, choć ławeczka procentów nijakich nie ma i nigdy od ławeczkowej przesady nie boli głowa, najwyżej co innego. Mnie się wydaje, że to w sumie może być zasługa czwartku, co to jest po środzie, a przed piątkiem. No bo tygodnia pracy już za nami większość, ale nie całość, więc pilnować się trzeba, a jeszcze nie weekend, więc trudno mieć do nas pretensje typu: cały tydzień w robocie, a nawet w weekend masz ważniejsze sprawy niż rodzina. Także czwartek to magiczny dla pożycia małżeńskiego dzień, a ławeczka i Mamrot tylko ten dzień czyni jeszcze bardziej wyjątkowym.

A problemy Wezóła zaczęły się wtedy, gdy jego Dorota odkryła w sobie góralkę. Bo choć ona ze zbiedniałej szlacheckiej rodziny pochodzi, co wypomina Wezółowi bez przerwy, jakby to była jego wina, że jej rodzina zbiedniała w pomroce dziejów. To już przecie raczej wina pomroki dziejów, która u nas jest specjalnością narodową, ale po tylu latach małżeństwa Wezół wie, że lepiej nie protestować, ani się nie tłumaczyć. Na frustracje żony najlepszy jest seks, dlatego kłócą się tylko publicznie, a nigdy w domu, bo publicznie trudno Wezółowi żonę udobruchać, bez narażania na szwank autorytetu wiejskiego doktora. Tak czy inaczej do zbiednienia doszedł jeszcze mezalians, bo się szlachcianka Dorota dowiedziała, że ma prababkę góralkę, która nijak szlachcianką nie była i dlatego całkiem była majętna, bo pomroka dziejów skupiona na rodach szlacheckich babkę Doroty jakoś omijała. I tę majętną góralkę po tajemniczu za żonę se wziął pan pradziadek pani Doroty, herba jej fałszywego za łapówkę dorobił, a majątek przepił. Co było bardzo rozsądnym działaniem, bo zaraz potem weszli komuniści i zabierali majątki, a pradziadkom Wezółowej absolutnie już nie było co zabrać. A że jeszcze wywieziono na Syberię tych, którym pradziadek był winien kupę kasy, to do końca życia upierał się, że komunizm miał swoje zalety, choć nieoczywiste.

Dorota Wezółowa dowiedziawszy się, że jest w jednej ósmej góralką poczuła nagle zew gór, postanowiła na wakacje jechać w rodzinne strony mezaliansu i tak zaczęły się nieszczęścia doktora. Niedobrze już było w sklepie z odzieżą górską: Mieciu! Mieciu, czyś ty oszalał? Jak się ma TAKIE nogi jak ja, to się nie nosi TAKICH butów. Więc buty kupowali w zupełnie innym sklepie, bardzo ładne, pozłacane, ale zupełnie nie przystosowane do górskiej wędrówki. Podobnie było ze skarpetami, kurtką przeciwdeszczową i plecaczkiem na suchy prowiant i mokre picie.

Na Krupówkach jej się nie podobało, bo zbyt tłumnie, a miś polarny miał brudne futro. Kwaterę mieli piękną, ale przy strumieniu. Co okazało się ok za dnia, ale nie ok w nocy. Bo po ciemku nie widać czy pada, a krople zagłusza strumień. Tu nie wytrzymał Solejuk i zapytał po co jej ta wiedza w nocy, skoro łóżko jest pod dachem. Ech, panie Macieju kochany – machnął tylko ręką Wezół – pan to jest człowiek naiwny. Ja zresztą też bo o to samo zapytałem. A jak zapytałem to mi powiedziała, bo ona zawsze mi mówi, jak

 

Pietrek

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *