REPLAY ZZA BRAMKI. Zadrapania na portrecie
2016-05-18 10:37:51
Legionowscy szczypiorniści (KPR RC Legionowo) byli bez wątpienia rewelacją rozgrywek sezonu 2015/2016 w najwyższej, krajowej klasie rozgrywkowej, czyli PGNiG Superlidze. Nasz beniaminek, skazywany przed pierwszymi gwizdkami sędziów „na pożarcie” (czytaj – na spadek do I ligi), wylądował na mecie, w połowie stawki, składającej się z 12 najlepszych, klubowych zespołów.
Standing owation dla ekipy trenerskiego duetu Robert Lis – Marcin Smolarczyk jak najbardziej zasłużony. Rzecz jasna nie dlatego, że w tym sezonie usunęli nieco w cień inną sztandarową i „eksportową” ekipę legionowskiego sportu. Oni na dobrą sprawę „otarli się” o medal, o miejsce na podium, a przecież na starcie rozgrywek, każdy sympatyk sportu, znający jako tako realia krajowego handballu (oraz preferencje na miejskim podwórku), miejsce w czołowej ósemce, wolne od stresującej batalii o utrzymanie się w superlidze – brałby z pocałowaniem ręki. Jeszcze raz więc podkreślę – brawo Panowie! Zasłużyliście swoją heroiczną postawą na zbiorowy portret.
Męski szczypiorniak jest, mam nadzieję póki co, jedyną grą zespołową, w której biało-czerwoni wywalczyli sobie udział na zbliżającej się olimpiadzie w Rio. Przypominam o tym, aby uzmysłowić skalę trudności z jaką zmagała się legionowska, klubowa „siódemka” na rodzimym podwórku. Tu od lat dzielą i rządzą drużyny z Kielc i Płocka. Potem jest całą reszta. Ta reszta odstaje od dwójki mocarzy organizacją, budżetami, tradycją, a więc mówiąc inaczej – tej reszcie pozostaje tylko walka o trzecie miejsce. I nasz legionowski kopciuszek, ku zdziwieniu wielu, próbował w tej walce namieszać. Czy porwał się z motyką na słońce?
Z boku mogło tak wyglądać, bo przecież do hartu ducha kilku piłkarzy, ich umiejętności, trenerskiego kunsztu, zwanego czasami twardą ręką, trzeba coś jeszcze dodać, zadbać o to, aby klub mógł funkcjonować nie tylko z dnia na dzień. Ja wiem, że czasy dla sportu nie są łatwe, sponsorzy sami nie pchają się drzwiami i oknami, a praca u podstaw klubowej, sportowej piramidy jest żmudna, niewdzięczna trwa latami. Trzeba jednak nad tym pracować, bo klub bez zaplecza, bez stabilnego wsparcia finansowego może się przy byle podmuchu rozsypać jak domek z kart.
Ręczni w tym sezonie zasłużyli na podziw i oklaski. Dzięki zaskakująco dobrym wynikom sportowym dorobili się też swojego fajnego Klubu Kibica, powiększyli grono sympatyków. To i tamto jednak organizacyjne nadal kuleje, mimo tego, że legionowski klub już od 3-4 sezonów „kręci się” na krajowych salonach. Niecierpliwość nie jest rzecz jasna najlepszym doradcą, ale cierpliwość ludzi karmionych tylko obietnicami bez pokrycia, ma swoje granice.
Dość nieoczekiwanie dla wszystkich z pracy z KPR Legionowo zrezygnował Robert Lis, który kilka tygodni wcześniej został asystentem trenera kadry narodowe Polskiej. Czyżby trenerowi Lisowi niewątpliwy sukces klubowego zespołu, także sukces osobisty, zaszumiał w głowie?
Po ostatnim, ligowym spotkaniu tego sezonu miałem okazję zamienić kilka zdań ze szkoleniowcem. Potwierdził swoją złożoną kilka dni przed meczem rezygnację z pracy w legionowskim klubie. Jej przyczyną nie jest jednak żadna „sodówka”. Mówiąc krótko i oględnie: szkoleniowiec uznał, że w „tak funkcjonującym klubie, dalej pracować nie potrafi”. „Wyrzucił” też z siebie kilka argumentów, które… mnie przekonały.
Wkład Roberta Lisa w sportowe wyniki KPR Legionowo jest niezaprzeczalny i niepodważalny. Szkoda, że zmęczenie materiału na linii trener – władze klub było zbyt duże, zakończyło się nieoczekiwanym rozwodem. Ja wiem, że nie ma ludzi niezastąpionych i na miejsce ambitnego, wymagającego szkoleniowca klub znajdzie nowego. Z pewnym niepokojem jednak (ale nadal i sympatią) będę oczekiwał na wyniki legionowskich szczypiornistów w nowej, podobno już profesjonalnej superlidze.
JERZY BUZE