WIELISZEW. Coraz więcej wypadków z udziałem dzikich zwierząt

2015-11-12 12:42:50

We wtorek 3 listopada na ulicy Szkolnej w Skrzeszewie ktoś potrącił sarnę. Weterynarz pojawił się na miejscu po 40 minutach od chwili zgłoszenia. Zdarzenie to pokazuje wady w całej procedurze postępowania podczas wypadków z udziałem dzikich zwierząt w naszym powiecie.
– Jechałem do pracy, była jakaś 8.15 kiedy na jezdni zobaczyłem leżącą sarnę. Niestety zwierze nie poruszało głową, także pomyślałem nawet, że jest nieżywa. Zatrzymałem się i zadzwoniłem pod 112. Po 20 minutach przyjechała policja, która skontaktowała się z jakąś fundacją, a ci podobno zawiadomili Referat Ochrony Środowiska w Urzędzie Gminy Wieliszew i weterynarza – relacjonuje nasz czytelnik.

Oczekiwanie na pomoc

Wedle świadka dopiero po kolejnych 20 minutach na miejsce przybył lekarz weterynarii, co w sumie daje ponad 40 minut oczekiwania na pomoc.
– Po dłuższej chwili weterynarz podszedł do zwierzęcia, puknął je w oko palcem, żeby najprawdopodobniej sprawdzić, czy reaguje. Po czym powiedział, że nic z tego nie będzie i dał sarnie jakiś zastrzyk. Zapakował ją do bagażnika i odjechał – opowiada świadek zdarzenia. Zaraz po przewiezieniu do prywatnej kliniki w Łajskach zwierzę zostało poddane prześwietleniu. Niestety, jeszcze tego samego dnia zdechło. – Sarna miała uraz kręgosłupa czwartego i piątego kręgu piersiowego, wstrząs, całkowity zanik świadomości. Niestety, nie było żadnych szans uratowania jej – przekonuje lekarz weterynarii Mirosław Kado.

Pytanie o procedury

Od razu pojawia się pytanie o procedury, które powinny obowiązywać przy wypadkach komunikacyjnych z udziałem dzikich zwierząt. Wydawać by się mogło, że najwłaściwszym do tego człowiekiem powinien być powiatowy koordynator ds. łowiectwa Zenon Chojnacki. Tymczasem, jak pokazuje praktyka zdarza się, że na miejsce wypadku przybyć nie może. Bywają też przypadki, że gdy nawet podejmuje interwencję, to ma przez to kłopoty. Tak było 14 maja w Jabłonnie, gdzie odnaleziono sarnę ciężko pogryzioną przez psy. Wówczas weterynarz będący na miejscu chciał ją uśpić, a koordynator zabrał ją na leczenie do kliniki w Łajskach. Spotkał się tym samym z niezadowoleniem Inspektoratu Weterynarii w Nowym Dworze, który złożył skargę na działanie koordynatora do ówczesnego starosty Jana Grabca.

Potrąceń saren jest coraz więcej

– Powiatowy koordynator ds. łowiectwa może, ale nie musi być na miejscu takiego zdarzenia. Podobnie, jak nie musi być weterynarza. Generalnie, zwierzętami łownymi zajmują się koła łowieckie i zawsze przy tego typu sprawach powinien być przedstawiciel koła łowieckiego, który na miejscu może podjąć decyzję, co dalej zrobić ze zwierzęciem. Przy czym, bardzo trudno w tego typu sytuacjach skontaktować się z kołem łowieckim – przekonuje Mirosław Kado. W ubiegłych latach weterynarz przyjeżdżał do około dwóch przypadków potrąceń saren rocznie. W tym roku takich zdarzeń jest dużo więcej. Kado zapewnia, że mięso zwierząt zranionych w efekcie wypadków komunikacyjnych jest uznane zawsze za niezdatne do spożycia. Zwłoki są poddawane utylizacji termicznej przez wyspecjalizowane firmy. Każda gmina musi mieć podpisaną umowę na utylizację zwłok zwierząt. Pokrywa również jej koszty. Z terenu powiatu legionowskiego zwłoki zwierząt dzikich odbiera Zbiornica Skórzec.

DARIUSZ BURCZYŃSKI

d.burczynski@toiowo.eu

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *