LEGIONOWO. Bukiet pieśni – koncert wokalny
2017-10-14 11:40:18
Zdecydowaną większość pieśni skomponowano do wierszy niemieckich, kompletnie niezrozumiałych, zupełnie polskim słuchaczom niedostępnych, tak więc koncert dany 8 X sprawił pewien niedosyt; jednakże grzechem byłoby narzekać…

Antoni Kawczyński
Po koncercie przeprowadziłem wśród publiczności małą ankietę, pytając: „Co z tej śpiewanej poezji najbardziej panią urzekło? Czy mogłaby pani coś zacytować?” Nagabywane przeze mnie panie chwaliły głos śpiewaczki, melodyjność pieśni, fortepianową grę akompaniatora, ale na temat śpiewanych wierszy niewiele miały do powiedzenia. Właściwie nic; ani be, ani me.
Powtórzyło się to, co już niezliczoną ilość razy miało miejsce w Salonie im. Chopina: prezentowanie utworów wokalnych do tekstów obcojęzycznych, które to teksty były dla słuchaczy zamknięte na siedem spustów. Program za każdym razem zapowiadał muzykę wokalną, lecz to, co w istocie zabrzmiało, było wokalizą, śpiewem bez słów. Wiecznie ta sama historia: osoba otwierająca koncert zasypuje publiczność masą zbędnych zdań, bezlikiem informacji, które każdy może sobie przeczytać w udostępnionej ulotce programowej, jednakże ta wstępna przemowa nie zawiera ani źdźbła tego, co by się naprawdę nam przydało. A przydałaby się wiedza o treściowej zawartości wierszy, które za chwilę będą śpiewane.
A przecież słowa są równie ważne, co muzyka. Słowa poety były dla kompozytora punktem wyjścia, źródłem inspiracji. Słowa mają absolutny prymat, warstwa muzyczna jest im całkowicie podporządkowana. To nie są Mendelssohnowskie Lieder ohne Worte, fortepianowe miniatury urzekające wyłącznie melodyką i nie wzbudzające najmniejszej potrzeby dowiedzenia się, „o co w nich chodzi”. W omawianym tutaj wypadku, przeciwnie, sprecyzowanie, o czym się śpiewa, jest oczywistą koniecznością. Bez warstwy słownej całe to bel canto jest po prostu okaleczone, rozpaczliwie ubogie. Dźwięki jedynie podmalowują słowa, lecz te ostatnie są duszą dzieła, kwintesencją.
Mimo wszystko artyści: mezzosopranistka Weronika Rabek i pianista Maurycy Stawujak zasłużyli na oklaski. Aplauz, jakim ich obdarzono, słusznie im się należał. Ich świetne zgranie wyczuwało się w każdej poszczególnej pieśni, niezależnie od tego, czy był to romantyzm, wiek XX czy też czasy najnowsze. Imponująca biegłość techniczna demonstrowana przez pana Maurycego szła w parze ze znakomitą techniką wokalną pani Weroniki. Jednym z elementów tej techniki jest wyborne opanowanie portamento. Ten mezzosopran, masywny, o dużym wolumenie, ma specyficzną barwę, raczej matową, nieprzejrzystą, jest to jednak matowość pereł. Nawet w miejscach wymagających maksymalnego natężania krtani nie słyszało się krzyku; emocjonalne wzburzenie nigdy nie przestawało być pieszczącą ucho muzyką. Dodajmy do tego prezencję muzykalnej damy. Uroda twarzy i sylwetki, elegancja postaci doskonale wpisywały się w przestrzeń naszego romantycznego Salonu.
Tak więc jedynym minusem ostatniego wydarzenia była bariera językowa. Należałoby czym prędzej zaprosić artystów do Legionowa ponownie, aby naprawili to, co się po trosze zmarnowało. Pani Weronika obiecuje, że następnym razem wystąpi w podwójnej roli, śpiewaczki i konferansjerki. Każde poszczególne wykonanie będzie poprzedzone garścią przełożonych na język polski cytatów. Skarby poezji zostaną nam, przynajmniej fragmentarycznie, udostępnione. Dopiero wtedy słuchacze, chociaż nie germaniści, będą mogli docenić kunszt tych wszystkich mistrzów, nie tylko Szymanowskiego i Lutosławskiego, ale i Mozarta, Webera, Brahmsa, Mahlera, Wolfa. Bukiet pieśni podziała na nas pełnią swych zapachów.
Antoni Kawczyński
1 komentarz
Dziękujemy za pochlebną recenzję. Bardzo miło czytać te słowa. Polecamy się na przyszłość i obiecujemy zadbać z naszej strony o lepszą zapowiedź prezentowanych utworów. Aby nikomu nie umknęła treść poetycka…
Pozdrawiam serdecznie.