LEGIONOWO. Nie działo się nic
2015-03-25 10:58:54
\”Nie dzieje się nic\” – tak brzmiał początek pierwszej z piosenek zaprezentowanych przez Beatę Osytek przy akompaniamencie Agnieszki Szczepaniak
I tak już było do końca: nie działo się nic. Dużo wokalnego tudzież instrumentalnego hałasu, ale nic, co by zasługiwało na miano sztuki. Nie była to żadna “poezja śpiewana”, nie był to ani śpiew, ani poezja; to była monotonna, ubożuchna pod względem melodycznym deklamacja grafomańskich wierszydeł. Konferansjerka – pożal się Boże. Mamrotanie, szukanie słów, pomiędzy jednym a drugim słowem pauzy wypełnione dźwiękiem “eee”. A także obfitość informacji o miejscu i porze powstania każdej piosenki. Co mnie, na litość boską, obchodzi, że utwór pt. Jestem sama wykluł się podczas jazdy nocnym tramwajem nr 26?
Cała estrada zawalona sprzętem akustycznym. Orkiestra symfoniczna pod prądem, można by rzec. Straszliwy przerost formy nad treścią. Bo w gruncie rzeczy wystarczyłaby jedna zwykła, tradycyjna gitarczyna. A tymczasem: zatrzęsienie głośników, dwa pulpity z wihajstrami i – gubienie się w tej całej skomplikowanej aparaturze. Nie wiadomo, koncert przed publicznością czy próba? Co rusz jakieś zakłócenie, stale coś nawalało. Wrażenie próby wzmogło się na widok artystki bezpretensjonalnym gestem unoszącej do ust butelkę z wodą. Tzw. picie “z hejnału”.
Próba, na każdym kroku próba. Oto raptem instrumentalistka zasiadająca przy elektrycznym fortepianie próbuje wykonać fragment Wiosny Vivaldiego. Z uwagi na datę, 21 marca, byłoby to bardzo à propos. Cóż, kiedy nawet tych kilku początkowych taktów nie udało się zagrać bezbłędnie i płynnie.
Gwoli sprawiedliwości muszę dodać, że nuda i zażenowanie były tylko moim udziałem. Publiczność siedziała wpatrzona w piosenkarkę jak w tęczę, na wszystkich twarzach – skupienie. Koncert w miłej atmosferze, z żywymi oklaskami i bisami. Ani jednego gwizdu.
ANTONI KAWCZYŃSKI
toiowo@toiowo.eu