NIEPORĘT. Nad Jeziorem Zegrzyńskim brakuje przestrzeni publicznej
2017-05-26 8:10:53
Radna Nieporętu Marta Damm-Świerkocka w wywiadzie dla „To i Owo” opowiada o swoich odczuciach na temat referendum, lepszym wykorzystaniu Jeziora Zegrzyńskiego jako waloru turystycznego oraz przyszłorocznych wyborach samorządowych…
Witam. Czy mocno zaskoczyły Panią wyniki referendum w sprawie włączenia gminy Nieporęt w obszar metropolii warszawskiej?
– Nie zaskoczyły mnie. Z rozmów z mieszkańcami jednoznacznie wynikało, że metropolia w proponowanym kształcie nie znajdzie w Nieporęcie poparcia. Po cichu liczyłam na trochę wyższą frekwencję.
Skoro mieszkańcy wyrazili wolę niewłączania gminy Nieporęt w granice przyszłej metropolii warszawskiej, to może czas na pójście za ciosem i zaproponowanie władzom gminy wyjścia ze stowarzyszenia pod nazwą Metropolia Warszawska, która dąży do utworzenia przyszłej metropolii i włączenia w nią gmin, które w stowarzyszeniu się znajdują. Co Pani na to?
– Mam wątpliwości, czy projekt ustawy o ustroju m.st. Warszawy można w ogóle nazwać projektem metropolii. To jakaś hybryda, która miała wchłonąć ościenne gminy, pozostawiając im złudzenie samodzielności, a jednocześnie kontrolując każdy aspekt życia mieszkańców. Jako takiej, powiedzieliśmy stanowcze nie. Metropolia, rozumiana jako dobrowolne stowarzyszenie gmin, przy zachowaniu ich pełnej suwerenności i z możliwością nadzoru nad zadaniami, przeznaczonymi do wspólnego zarządzania, nie jest niczym złym. De facto my już w metropolii jesteśmy – nie da się ustalić transportu zbiorowego czy kanalizacji bez porozumienia z Warszawą lub gminami ościennymi. Projekt ustawy, złożony przez posłów PiS, miał tę dobrą stronę, że zmobilizował gminy okołowarszawskie do większej współpracy, podkreślam – współpracy, a nie narzucenia gotowego rozwiązania. Stowarzyszenie nie zakłada powstania nowej jednostki samorządu terytorialnego, przystąpienie do niego jest w pełni dobrowolne, z możliwością wystąpienia, ewentualne uzgodnienia będą miały wymierne i znane skutki finansowe. I o ile będzie to opłacalne dla naszej gminy, nie widzę powodu, dla którego nie mielibyśmy być członkiem tego porozumienia, tak, jak jesteśmy np. w Związku Gmin Zalewu Zegrzyńskiego, by efektywniej promować walory turystyczne jeziora.
Właśnie, wspomniała Pani o Zalewie Zegrzyńskim, czy czuje Pani jako radna pewien niedosyt związany z wykorzystaniem jeziora jako waloru turystycznego i rekreacyjnego? Mam tu na myśli zwłaszcza tereny Zegrza, gdzie w zasadzie cała linia brzegowa jest niedostępna dla mieszkańców i odwiedzających to miejsce.
– To że nad jeziorem brakuje przestrzeni publicznej, najlepiej widać latem na Dzikiej Plaży, która jest zatłoczona do granic możliwości. Brakuje miejsc z infrastrukturą sanitarną, niewielkie są także możliwości aktywnego spędzania czasu. Ścieżka rowerowa i piesza wokół jeziora poprawiłaby jego atrakcyjność, sama chętnie wybrałabym się z dziećmi na taką wycieczkę. Niestety, jak Pan zauważył, wiele miejsc jest odciętych ogrodzeniami, co uniemożliwia spacer nad wodą. Prawo wodne mówi wyraźnie o zakazie grodzenia nieruchomości przyległych do powierzchniowych wód publicznych w odległości mniejszej niż 1,5 m od linii brzegu, ale wyegzekwowanie tego przepisu jest bardzo trudne i nie leży w kompetencjach gminy. Być może nowelizacja ustawy, przewidziana na ten rok, pozwoli na zmiany w tej kwestii.
Jeśli uda się przywrócić kolej do Zegrza, ten teren będzie naturalnym kierunkiem letnich wycieczek warszawiaków, podobnie, jak miało to miejsce w latach 70. XX w. Nie wyobrażam sobie, by pozostał w aktualnym kształcie i trzeba o tym myśleć już teraz. Chylę czoła przed radnym i sołtysem Zegrza, którzy konsekwentnie próbują zagospodarować zielenią gminną działkę w tym rejonie i udostępnić ją mieszkańcom.
Ograniczenie dostępu do linii brzegowej jeziora to chyba nie wszystkie zmartwienia, prawda? Co Pani sądzi o toczącym się konflikcie wójta z częścią środowisk żeglarskich, które w całą sprawę już zdążyły zaangażować ministra sportu, a także wojewodę. Jaka jest Pani recepta na rozwiązanie tego konfliktu?
– Żałuję, że przed zrobieniem koncepcji zagospodarowania portów, która w dużej mierze, zwłaszcza jeśli chodzi o strefę rekreacyjną, jest bardzo dobra, do rozmów nie zaproszono wszystkich środowisk żeglarskich prowadzących od lat zajęcia nad jeziorem i posiadających rozległą wiedzę trenerską. Na pewno trzeba ten przepiękny teren zagospodarować i uatrakcyjnić, a nie da się ukryć, że zaplecze sportowe Spójni wizualnie pozostawia dużo do życzenia. Rozwiązaniem mogłoby być stworzenie na terenie portów Olimpijskiego Centrum Sportów Wodnych. Mamy do tego znakomite warunki, zdecydowanie podniosłoby to także prestiż i rozpoznawalność gminy. Póki na spornym terenie nie dokonuje się żadnych inwestycji, karty są w grze – gdyby w ministerstwie sportu lub województwie znalazły się fundusze na dofinansowanie OCSW, zawsze można zmienić koncepcję. Myślę, że takie rozwiązanie byłoby satysfakcjonujące zarówno dla gminy, jak i środowisk żeglarskich.
Zapewne czytała Pani w „To i Owo” ostatni wywiad z wójtem Mazurem, w którym chwalił się zrównoważonym rozwojem gminy. Podziela Pani tę opinię?
– Jeśli spojrzymy całościowo na gminę, to można mówić o zrównoważonym rozwoju – dochody i wydatki równoważą się, gmina nie jest przesadnie zadłużona, a zeszły rok został zamknięty ponad 9-milionową nadwyżką, przy ponad 12 procentach budżetu przeznaczonych na inwestycje. Mam jednak wrażenie, że trochę po macoszemu traktuje się południe gminy, czyli rejon położony najbliższej granic Warszawy i najszybciej się zagęszczający. Przybywa mieszkańców, często są to rodziny z małymi dziećmi, a aż do Nieporętu nie mamy tu żadnego gminnego przedszkola, o żłobku nie wspominając. Dopiero w tej kadencji udało się ruszyć temat kanalizacji Michałowa-Grabiny, Rembelszczyzny, Kątów Węgierskich i Stanisławowa Pierwszego, dla niektórych z tych sołectw nie ma jeszcze projektów. Infrastruktura w tej części gminy to wciąż gaszenie pożarów i prowadzenie prac tam, gdzie mieszkańcy wykazują się prawdziwą determinacją. Zmienia się również charakter naszej gminy, która z wiejskiej powoli przekształca się w gminę podmiejską. Wielu mieszkańców, którzy wybrali naszą gminę, mogłoby pracować zdalnie w domu, gdyby nie problemy z dostępem do internetu. Mam nadzieję, że tworzony właśnie projekt gminnej sieci światłowodowej rozwiąże tę kwestię. Mimo pewnych zastrzeżeń, rozwój gminy widać gołym okiem – poprawia się stan dróg, oświetlenia, powstają nowe sieci kanalizacyjne i wodociągowe, możemy być dumni z wyglądu i wyposażenia naszych szkół podstawowych. „Nieporęt – tu chce się mieszkać” nie jest tylko pustym hasłem.
No właśnie, wspomniała Pani o kanalizacji, a tymczasem do naszej redakcji docierają sygnały o zmuszaniu przez gminę mieszkańców chociażby Stanisławowa Drugiego i Woli Aleksandra do podłączania się do niej pod groźbami wysokich kar. Jak Pani to skomentuje?
– To nie jest kwestia „zmuszania” mieszkańców, ale wyłącznie stosowanie obowiązującego prawa. Ustawa o utrzymaniu czystości i porządku w gminach nie przewiduje możliwości uchylenia się od obowiązku podłączenia do sieci kanalizacyjnej, o ile nieruchomość nie posiada przydomowej oczyszczalni ścieków. Wójt nie ma możliwości zwolnienia mieszkańców z tego obowiązku, nawet jeśli właścicieli nieruchomości nie stać na podłączenie lub mają w pełni sprawne, szczelne szambo. Z tej samej ustawy wynika obowiązek wydania decyzji nakazującej podłączenie, a w przypadku nie zastosowania się – nałożenie kary grzywny. Niezależnie od tego, czy zgadzamy się z takimi przepisami, czy nie, musimy je stosować. Wyjściem mogłoby być np. rozważenie dofinansowania przyłączy dla osób spełniających określone kryteria dochodowe. Jednocześnie chciałabym zaznaczyć, że i tak w tym roku gmina dopłaca ponad 350 tysięcy złotych do usług w zakresie zbiorowego odprowadzania ścieków, w tym ponad 206 tysięcy złotych do kanalizacji obejmującej Stanisławów Drugi i Wolę Aleksandra. Wszystko po to, by ceny były na przystępnym dla mieszkańców poziomie i zachęcały do przyłączenia się.
Zmieniając troszkę temat – jest Pani aktywnym samorządowcem, czy ma Pani jakieś ambicje polityczne, no i jak daleko sięgają Pani ambicje w samorządzie? Zapytam wprost, ponieważ wybory samorządowe już w przyszłym roku, czy rozważa Pani start w wyborach na wójta?
– Kandydowałam do samorządu nie z powodu ambicji politycznych, ale by móc realnie pomagać mieszkańcom w codziennych sprawach, by być ich głosem w gminie i dbać o zaplanowane działania. By obok twardych inwestycji infrastrukturalnych pojawił się lepszy dostęp do internetu, ścieżki rowerowe, pełnowymiarowe boisko, tworzenie miejsc, gdzie nowi i długoletni mieszkańcy mogliby spędzać czas wolny i integrować się. Uważam, że to trochę inne spojrzenie na gminę nowych radnych – moje, Joanny Struzik, Moniki Kamińskiej – jest potrzebne i odświeżające. Nie myślę jeszcze o przyszłorocznych wyborach samorządowych, tym bardziej, że mówi się o zmianie ordynacji wyborczej, a nawet konstytucji, trudno zatem przewidzieć, w jakiej rzeczywistości prawnej będziemy. Skupiam się na bieżących zadaniach i sprawach mieszkańców, a jest ich naprawdę sporo. W ciągu ostatniego półrocza byłam zaangażowana w trzy duże akcje – nieskracania linii autobusowych, reformy szkół, którą udało się przeprowadzić zgodnie z wolą rodziców oraz organizacji i promocji referendum. Coraz więcej mieszkańców z całej gminy zwraca się do mnie ze swoimi problemami, co bardzo mnie cieszy – od tego przecież jestem.
Zdaje się, że PiS wycofa się z dwukadencyjności liczonej wstecz, ale nadal mówi się o wprowadzeniu dwukadencyjności wśród włodarzy gmin. Czy Pani zdaniem zapobiegłoby to wielu patologiom w samorządach, a przede wszystkim „kupowaniu” sobie głosów poprzez uzależnianie od siebie rzeszy mieszkańców?
– Nie jestem przeciwniczką dwukadencyjności, choć uważam za krzywdzącą opinię, że wielokadencyjność jest uniwersalnym wskaźnikiem wspomnianej patologii. W większości patologie wynikają bezpośrednio z osobowości konkretnej osoby, pełniącej funkcję publiczną. Samorząd nie jest doskonały, ale mam wątpliwości, czy dwukadencyjność coś zmieni. Tam, gdzie istnieją lokalne układy, zawsze można stworzyć układ Putin–Miedwiediew i pozorować rotację władzy. Kondycja samorządu zależy nie od wójta, ale od mieszkańców, od ich zaangażowania w sprawy gminy, kontrolowania jawności i przejrzystości działań. Dwukadencyjność ma ten plus, że osoby, które sprawdzą się w samorządzie, mogłyby realizować swoje ambicje na innych szczeblach władzy – w Sejmie, Senacie. Uważam, że im więcej takich osób we władzach ustawodawczych, tym lepiej – osoby, które mają doświadczenie w najbliższym mieszkańcowi urzędzie, znają zwykłe ludzkie problemy i będą mogły skutecznie im zaradzić. Proszę spojrzeć – co najmniej dwóm z poruszanych przez Pana zagadnień można zaradzić zmianami w ustawach.
Rozmawiał Dariusz Burczyński
Wywiad z wójtem Nieporętu Maciejem Mazurem przeczytasz TUTAJ
Wywiad z pełnomocnikiem PiS Januszem Majewskim znajdziesz TUTAJ
Wywiad z przewodniczącym Rady Gminy Eugeniuszem Woźniakowskim znajdziesz TUTAJ