LEGIONOWO. Za śledczy materiał pod sąd
2019-12-31 6:21:22
Zaczęło się bardzo niewinnie. Była chyba wiosna i nikomu nic się nie chciało. Dlatego nikt wtedy nie podejrzewał, że sprawa ta zabrnie tak daleko, najpierw zmusi nas do wytężonej pracy, a potem doprowadzi przed sąd
Sygnał od starych działaczy
Pewnego ranka nasz redaktor od sportu napomknął, że coś złego dzieje się na terenie przylegającym do stadionu miejskiego. Podobno mieli wycinać jakieś drzewa i starzy kibice czy też działacze byli tym zaniepokojeni. Dlatego mieliśmy zająć się sprawą i sprawdzić te informacje. Oczywiście wszyscy byli zajęci swoimi sprawami i puścili te słowa mimo uszu. Za kilka dni sytuacja jednak się powtórzyła. – Mówię wam, zajmijcie się tym – przypominał redaktor od sportu. Odzew był jednak podobny, czyli żaden. Któryś z młodszych kolegów rzucił nawet uwagę, że jak starzy działacze są tacy mądrzy, to niech sami zasięgną języka i dostarczą nam informacje. Miało to o tyle sens, że w niewielkim mieście, takim jak nasze, dużo łatwiej jest zdobyć informacje komuś, kto dobrze żyje z władzą, niż redakcji gazety, która tej władzy patrzy na ręce. Z drugiej strony jednak, jak wiadomo, ci którzy dobrze żyją z władzą zwykle wolą się nie wychylać i nie puszczać przysłowiowej pary z ust.
Zlekceważyliśmy sprawę
Jakiś czas później wszystkim w redakcji zrobio się głupio. Trafił bowiem do nas dziwny dokument, a ściślej mówiąc jego kserokopia. Wynikało z niego, że pełnomocnikiem należącej do miasta spółki z o.o. o nazwie KZB jest prywatny przedsiębiorca z branży oświatowej, a zarazem żona znanego aktora. W ramach udzielonego pełnomocnictwa, pani przedsiębiorczymi występowała o odlesienie terenu przy stadionie miejskim. Właśnie w miejscu, o którym mówił nasz redaktor od sportu. Wycinka drzew, o którą się starała, miała nastąpić w związku z inwestycją polegającą na budowie centrum sportowo-szkoleniowego. Z dokumentu tego wynikało, że pierwotnie inwestor, spółka KZB chciał budować w tym miejscu szkołę sportową, ale już po wydaniu decyzji wystąpiono o jej zmianę. Chodziło o to, żeby w decyzji nie było mowy o szkole, ale o centrum sportowo-szkoleniowym. Później dowiedzieliśmy się, że plan zagospodarowania przestrzennego dopuszczał na tym terenie tylko zabudowę związaną z usługami sportu. Stąd konieczność zmiany nazwy obiektu w papierach. Dużo później okazało się jednak, że i tak, tak jak planowano od początku, powstała tam szkoła.
O co tu właściwie chodzi?
Na początku nic z tego nie rozumieliśmy. Dlaczego miejska spółka, powołana do zarządzania gminnymi nieruchomościami, zatrudniła prywatnego przedsiębiorcę do działań związanych z przygotowaniem inwestycji na terenie należącym do miasta? Czyżby sami nie mieli do tego ludzi? A może chodzi o jakieś partnerstwo publiczno-prywatne, w ramach którego prywatny przedsiębiorca pomoże sfinansować jakiś obiekt sportowy dla miasta? Ale jak w takim razie będą dzielić się zyskiem? – Pytań nasuwało się coraz więcej, a nie mogliśmy znaleźć żadnego logicznego wytłumaczenia. Nic nie dały też pytania kierowane przez redakcję do niemal wszystkich, którzy cokolwiek mogli w tej sprawie wiedzieć: prezydenta, radnych, urzędników, zarządu KZB. Wtedy też po raz pierwszy usłyszeliśmy odpowiedź z ratusza, że prezydent i urząd miasta nic w tej sprawie nie wiedzą, bo „jest to sprawa spółki KZB, która posiada własny zarząd i samodzielnie realizuje swoje zadania”. I już wiedzieliśmy, że coś tu śmierdzi.
Z kolei KZB cały czas zasłaniało się tajemnicą handlową. Sprawa robiła się więc coraz bardziej tajemnicza.
Publiczno-prywatne milczenie
Pytaliśmy, telefonowaliśmy, wysyłaliśmy pytania mailem. Okazało się, że o tajemniczej inwestycji z udziałem prywatnego przedsiębiorcy, na terenie stadionu, nic nie wiedzą nawet radni będący bliżej z prezydentem Smogorzewskim. Dopiero od nas dowiadywali się, że przy stadionie coś się dzieje. W redakcji rozgorzała dyskusja czy pisać już o sprawie, czy też dalej prowadzić dziennikarskie dochodzenie, bo jak na razie, niewiele udało nam się dowiedzieć. Zwyciężyła opcja, że trzeba pisać. – Jak to nagłośnimy, to może powstrzymamy jakiś przekręt, który szykują, przecież inaczej nie byłoby takiej blokady informacyjnej – przekonywał jeden z kolegów. Nagle w redakcji zjawił się właściciel gazety, a nie zdarzało się to zbyt często. Jakoś dotarły do niego informacje, czym się zajmujemy. Powiedział, że koniecznie przed publikacją musimy skontaktować się z właścicielką prywatnej spółki, która jako pełnomocnik KZB uczestniczyła w przygotowaniu inwestycji. Zdobył nawet dla nas numer jej komórki.
Człowiek do zadań specjalnych
Darek był najmłodszy stażem, a zarazem jakby stworzony do takich zadań. Potrafił bez skrępowania dzwonić i zadawać pytania ludziom, którzy jak mogliśmy podejrzewać będą wrogo nastawieni albo wcale nie będą chcieli rozmawiać. Dlatego padło znów na niego. Sprawnie ustawił telefon „na głośnomówiący”, żeby wszyscy słyszeli rozmowę i wystukał numer. Kobieta, która odebrała, wydawała się być mocno zaskoczona. Szybko jednak odzyskała rezon. Przyznała, że dzierżawi teren przy stadionie od KZB i dlatego pewne sprawy załatwia jako pełnomocnik miejskiej spółki. Więcej szczegółów dotyczących tajemniczej inwestycji obiecała wyjawić nam w przyszłym tygodniu, bo jak oświadczyła, teraz jest bardzo zajęta. Znów byliśmy w kropce. Czekać jeszcze tydzień, czy pisać o tym, co ustaliliśmy do tej pory? Ktoś powiedział, że za tydzień na pewno już nie odbierze, jak wielu innych, od nas telefonu. Nie było więc na co czekać. I tak opublikowaliśmy, pierwszy z kilkunastu, artykuł dotyczący tej sprawy. Za tydzień, zgodnie z obietnicą, skontaktowaliśmy się z naszą rozmówczynią. Tym razem jednak nie chciała już z nami rozmawiać i szybko zakończyła rozmowę. Kilkanaście miesięcy później udzieli ona wywiadu spółdzielczej telewizji LTV, w którym stwierdzi, iż najgorsze jest to, że nasza redakcja nawet nie próbowała z nią porozmawiać.
Spółka wszystko może
Tydzień później okazało się, że spółka KZB, gdy tylko uzyskała pozwolenie na budowę centrum sportowo-szkoleniowego, niemal natychmiast przepisała je na prywatną spółkę, której jednym z właścicieli była nasza rozmówczyni. W tym samym momencie, rozpocznie się też budowa centrum sportowo-szkoleniowego. Za kilkanaście miesięcy okaże się jednak, że powstała tam szkoła, gimnazjum językowe, które ze sportem ma niewiele wspólnego. Po dwóch miesiącach od rozpoczęcia budowy, władze miasta ujawnią informacje, że miejska spółka KZB, za zgodą prezydenta miasta, właśnie sprzedała prywatnej spółce, w trybie bezprzetargowym, użytkowanie wieczyste działki o pow. 3 tys. m2, wydzielonej z terenu stadionu miejskiego. W dodatku płatność zostanie rozłożona na 18 bardzo nisko oprocentowanych rat, płatnych co pół roku. Argumentem za sprzedażą na tak dogodnych warunkach, jak będzie tłumaczył prezydent, była zgodność inwestycji z zapisami planu, który przewiduje na tym terenie usługi związane ze sportem. Wiadomość o sprzedaży działki przy stadionie spowodowała dużą konsternację. Wcześniej nikomu, a najbardziej starym kibicom i sportowym działaczom, nie przyszło nawet do głowy, że ktoś może sprzedać części terenu przynależącego do stadionu miejskiego.
Ile interesów popsuliśmy?
Gdy robi się w tej sprawie zamieszanie, zastępca prezydenta Marek Pawlak tłumaczy, że to radni przekazali teren przy stadionie i wiele innych nieruchomości na własność spółce KZB. A teraz miejska spółka może zrobić z tymi nieruchomościami, co tylko zechce. Radni z kolei twierdzą, że nie mieli świadomości za czym głosowali, a niektórzy z nich, mówią wręcz, że wprowadzono ich w błąd. Sprawę zaczyna też badać prokuratura. W redakcji mamy poczucie, że zrobiliśmy wszystko, co do nas należało, bo nagłośniliśmy sprawę, której przebieg, po ujawnieniu faktów, bulwersuje wiele osób. Być może też, zapobiegliśmy następnym, podobnym transakcjom sprzedaży należących do gminy działek, które mogły już być w przygotowaniu. Później bowiem, do podobnych transakcji już nie dochodziło. Właściwie zapomnieliśmy już o sprawie, bo redakcja zajęła się innymi tematami. Jednak po kilku miesiącach, kiedy prokuratura umorzyła śledztwo, sprawa powróciła.
Kto wtyka nos…
Niespodziewanie otrzymaliśmy pozew od wspólników spółki, która nabyła od KZB użytkowanie wieczyste działki przy stadionie. Sprawa była o tyle zaskakująca, że dla nas, to pierwszy taki przypadek, kiedy przedsiębiorcy, o których dawno nie pisaliśmy, sami domagają się rozgłosu. W dodatku, wcześniej też nie byli w naszym zainteresowaniu i wspominaliśmy o nich tylko niejako przy okazji. Twierdzili, że naruszyliśmy ich dobra osobiste i przedstawili kilkanaście żądań, począwszy od tych finansowych, poprzez publikację przeprosin, po usunięcie ze stron internetowych 16 opublikowanych artykułów dotyczących tej sprawy oraz bezterminowy zakaz pisania w naszym tygodniku o transakcji sprzedaży działki przy stadionie, której stali się nabywcami. Ktoś dobrze w sprawie zorientowany powiedział, że niepotrzebnie wsadziliśmy nos w nie swoje sprawy i przeszkodziliśmy komuś w robieniu interesów. A więc, sami się prosiliśmy
Wygrana w sądzie
Sąd okręgowy orzekający w pierwszej instancji oddalił większość skierowanych przeciwko nam żądań, w tym żądanie zapłaty kilkudziesięciu tys. zł oraz żądanie usunięcia z sieci artykułów oraz zakaz pisania o transakcji sprzedaży działki przy stadionie. Pozostały tylko przeprosiny za użycie słów, że okoliczności sprzedaży były niejasne i tajemnicze oraz spółka nabyła działkę na wyjątkowo korzystnych, preferencyjnych warunkach. Po wniesieniu apelacji, sprawa trafiła do Sądu Apelacyjnego. Wyrok tego sądu oznaczał naszą wygraną na całej linii. Wszystkie zarzuty wobec nas zostały oddalone. Sąd uznał, że nie tylko pisaliśmy prawdę, ale także formułowane przez nas oceny oceny były zasadne.
Sam proces też był bardzo interesujący, ale to już zupełnie inna historia…
Wojciech Dobrowolski
1 komentarz
Odpowiedzialność, odpowiedzialność i jeszcze raz odpowiedzialność i nieuchronność kary!!!!!
To bezdyskusyjny klucz do sukcesu w każdej dziedzinie życia nie tylko publicznego.
Jakiś urzędnik musi trafić do pierdla, musi zostać puszczony z torbami wtedy samorząd będzie dla mieszkańców a nie dla widzimisię wąskiej grupy i stowarzyszonych z nią koterii.